Szczęście mi dopisało. Pobiłem swój wcześniejszy rekord - mówi.
Pochodzi z Płocka, pracuje za granicą. Do rodzinnego miasta „przyjechał na ryby", a zwłaszcza – jak twierdzi w rozmowie z nami – na znane ze swojej wielkości sumy, największe europejskie ryby słodkowodne z charakterystycznymi wąsami nad górną i pod dolną szczęką. Złowienie takiej ryby to jak spełnione życzenie. Oczywiście im sum jest większy, tym większa jest szansa na rekord. Jeśli nawet nie rekord Polski, to z pewnością osobisty.
– Ale nigdy nie wiadomo, co się trafi. Rzeka jest loterią, tu nie wystarczy pójście na łódkę i samo zarzucenie wędki – odnosi się do swojego hobby pan Artur. – Ryb trzeba cierpliwie szukać i trochę czasu popływać, aby dobrze poznać miejsca ich żerowania w akwenie.
Wszystkie komentarze
Lepiej siedzieć przed telewizorem chlać piwsko i znęcać się nad żoną.
Komentarz z doopy