A teraz podsumujmy:
Anna: - Ludzie idą całą szerokością jezdni, chodnikami, czasem ktoś schodzi na trawniki. Wtedy słychać prośby: "Nie depczcie Warszawy". A w odpowiedzi: "Przepraszamy". Tłum jest nieprzebrany. Ktoś mówi: tempo się ślimaczy, ale mogę się nawet czołgać, byle było nas choć milion.
Anna: Biało-czerwone flagi co chwila w górę, wyją wuwuzele, a ludzie jacyś tacy słoneczni w środku i na zewnątrz...
Mamy kolejne zdjęcia od Katarzyny i Anny. Jeśli jesteście w Warszawie i chcielibyście podzielić się swoimi fotografiami, opiniami - piszcie: listy@plock.agora.pl
Wiesław Łada od 35 lat mieszka w podpłockim Bielsku i tam pracuje. Jest lekarzem weterynarii. Dlaczego zdecydował się wybrać do Warszawy? - Bo jedno, co się udało "dobrej zmianie", to oduczyć nas pracy - mówi.
Kolejne grupy płocczan docierają do Warszawy własnymi samochodami i przesyłają nam zdjęcia, w tym przypadku ze stacji metra Politechnika. Mało kto pamięta tu takie tłumy. - My zostawiliśmy auto na Bemowie, przesiedlliśmy się do metra, ostatni odcinek pokonywaliśmy ściśnięci jak sardynki. Widać, że wszyscy jadą na marsz. Dużo ludzi biegnie w kierunku stoiska, w którym można kupić flagi Polski bądź Ukrainy - opowiada Anna.
Lena Rowicka: Od parkingu idziemy już w stronę placu Na Rozdrożu. Mija nas kobieta z Wielkopolski. - Mam wrażenie, że biorę udział w czymś najważniejszym w moim życiu - mówi.
Trzy autobusy, które rano wyjechały z płockiego dworca właśnie dojechały do Warszawy i zaparkowały w okolicy Łazienek.
Natomiast całą obszerną fotorelację zobaczycie tu:
A tu jeszcze kilka kolejnych zdjęć z dworca - oglądajcie:
Wyjazd organizuje płocka PO. Większość pasażerów to mieszkańcy Płocka i powiatu. Owszem, są politycy i samorządowcy (m.in. posłanka Elżbieta Gapińska, szef rady miasta Artur Jaroszewski, radny Tomasz Maliszewski, Jarosław Kozanecki), ale zdecydowana większość to niezwiązani na co dzień z uprawianiem czystej polityki przedstawiciele różnych profesji: nauczyciele, pracownicy biurowi, przedsiębiorcy, budowlańcy, emeryci... Mówią, że jak teraz Polacy się nie obudzą, to trzecia kadencja PiS zabije ten kraj. I że prezydent to... prawdziwy długopis.
Panią Hannę znają w Płocku wszyscy, no prawie. Znają, szanują i lubią - 11 lat temu wybrali nawet Płocczanką Roku. Pianistka, wychowawczyni wielu płockich muzyków, kobieta „Solidarności”, radna, poliglotka. Orędowniczka współpracy z siostrzanym Darmstadt, ekumenistka z budową kaplicy ewangelickiej i urządzeniem w zrujnowanej bożnicy Muzeum Żydów Mazowieckich na koncie.
Kobieta-instytucja, kobieta-orkiestra (tak, dyrektorką orkiestry też była).
W tym tygodniu trudno się do niej dodzwonić; obchodzi urodziny i telefon jest stale zajęty - mnóstwo ludzi składa życzenia.
Ale warto czekać, słysząc w końcu, jak się cieszy, że i nam może wykrzyczeć: - Tak, ja też jadę na marsz do Warszawy. Co z tego, że mam 85 lat. Wciąż chodzę i to całkiem nieźle. Wybieram się z rodziną, przyjadą przyjaciele z Sopotu. Jak mogłabym nie być na takim święcie.
Porównuje je z 4 czerwca 1989 r., dla wielu wciąż najważniejszym i najpiękniejszym. Pamięta ten dzień doskonale: był koncert, solistą był młody pianista z Niemiec, pytał ją ciągle o wynik wyborów. A ona wtedy też jak dziś krzyczała z radości, tyle że: "Wygraliśmy!".
- Dla mnie wtedy, 34 lata temu, zaczęła się inna Polska - mówi. - Dziś nie mogę pozwolić, by ktoś to zmarnował. Chcę pokazać, że nie zgadzam się na to, co dzieje się na naszych oczach, co jest nieprawością, kłamstwem i działaniem na szkodę ojczyzny. Nie ma mojej zgody na zakłamanie rządowych mediów, nie mogę się pogodzić z tym, jak wiele osób jest skazanych na czerpanie wiedzy o Polsce tylko z nich. Ja już nawet nie wiem, czy podsłuchy, jakie mi zakładali ubecy nadal nie są lub nie będą wykorzystywane. Albo czy takich skromnych ludzi jak my znowu nie czekają przeszukania w domach. W niedzielę przeciwko temu wszystkiemu zaprotestuję.
Ale Hanna Witt-Paszta ma też marzenie. Na marszu chciałaby widzieć wokół siebie jak najwięcej młodych ludzi. Żałuje, że nie wszyscy są świadomi, że to, w jakim kraju będą żyć, zależy przede wszystkim od nich. Prosi: - Zróbcie sobie niedzielę bez telewizora, oglądanie w nim marszu to nie to samo. W telefonach też - je wykorzystujcie raczej do wrzucania fotek z marszu na media społecznościowe. Do zobaczenia w Warszawie!
Zaczynamy relację z tego wyjątkowego dnia. Jesteśmy na płockim dworcu PKP/PKS, stąd za chwilę wyjadą autobusy - są trzy, wypełnione do ostatniego miejsca - do Warszawy na marsz 4 czerwca. Jak informuje Jarosław Kozanecki, sekretarz PO w Płocku, mnóstwo osób wciąż zgłasza, że jedzie własnymi samochodami lub że znajomymi. W dłoniach biało-czerwone i unijne flagi, rozmowy - choć to poranek i wiele jeszcze trochę zaspanych twarzy - o Lex Tusk i przekraczaniu granic przez rządzących. Właśnie ruszamy. Jest ok. 140 osób - relacjonuje Lena Rowicka,