Znajdują się w jednym z ruchliwszych miejsc w Płocku - tam, gdzie kiedyś przemieszczały się pochody pierwszomajowe. Na stałe wpisały się w krajobraz osiedla Tysiąclecia.
Dla jednych są źródłem artystycznej fascynacji, dla drugich świadectwem byłej epoki. Dla innych jeszcze zupełnie niezauważalne, wtopione w krajobraz petrochemicznego miasta, umykają uwadze. Mozaiki wykonane są na prostokątnych płytach, stanowiących łączniki między trzema budynkami pawilonowymi przy al. Kobylińskiego.
Nadszedł czas odpowiedzi, kto w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia podjął się ich wykonania.
(...) Autorką mozaik okazała się kobieta – Zofia Trzebińska-Nagabczyńska, graficzka i malarka, urodzona 18 lipca 1926 roku w Warszawie, gdzie zmarła 14 września 2015, w wieku 89 lat.
Jaka szkoda, że nie udało się z nią porozmawiać.
Trudno powiedzieć, co przedstawiają wykonane przez Zofię Trzebińską-Nagabczyńską mozaiki. Może właśnie o to chodziło – o swobodę w ich interpretacji, o uwolnienie wyobraźni w okresie szarości socjalizmu. Kiedy przechodzę koło nich, przystaję i przyglądam się. Zwłaszcza w słońcu nabierają mocy. Zachwycam się kolorystyką malutkich fragmentów – jest zieleń słodkiej wody, ale i intensywny morski turkus, miły dla oka granat oraz sporo elementów fioletowych. Zachwycające są również złote wstawki.
Przechodzę na drugą stronę ulicy i z oddalenia kontempluję. Często wykonuję zdjęcia i przeglądam je dłuższy czas na komputerze. Najciekawsze wydają się dwie połączone ze sobą płyciny, znajdujące się w bliskości zbiegu ul. Bielskiej i al. Kobylińskiego – pierwsza usytuowana nad kioskiem Ruchu...
... druga wykorzystana jako łącznik z drugim budynkiem pawilonowym.
Pierwsze skojarzenie, może nazbyt etnograficzne, ale jednak – to skojarzenie wiślane. Widzę długie sieci, a konkretnie żaki rybackie, rozpostarte pod wodą. Tło wykonane płatowo z różnych odcieni ciepłych zieleni i żółci oraz brązu uwypukla centralny motyw siatki układanej z elementów fioletowych, turkusowych, zielonych i granatowych. Linia żaków zaznaczona gdzieniegdzie złotym paskiem w górnej części odbija światło w ciepły, słoneczny dzień. To magia promieni przebijających wodę. Tylko tych pasów pionowych – prostych, wygiętych w łuk, zakrzywionych – nie pojmuję.
Na pojedynczej płycinie kilka metrów dalej, pomiędzy drugim a trzecim pawilonem, widnieje duża ryba zwrócona w stronę hotelu Petropol. Motyw wykonany na tle uzyskanym z turkusowych, granatowych i fioletowych pól tak właśnie mi się kojarzy. Mozaiki ukryte są również na rewersie łączników. Obejrzeć można je od strony osiedlowych ścieżek. Zwykle bardziej zaciemnione, mają zdecydowanie mniej odbiorców. Ich formy również przypominają sieci rybackie, tylko krótsze. A może to szuwary?
Największa mozaika Trzebińskiej-Nagabczyńskiej zachowała się na budynku dawnej restauracji Piast. Niestety ulega powolnemu niszczeniu. Brakuje ciągu płytek ceramicznych od strony wejścia do budynku i na krawędziach. Postacie stojące naprzeciwko siebie, zastygłe w ruchu, z rękami uniesionymi do wzajemnego przyklaśnięcia, zdają się nie zauważać, że upłynęły już 54 lata i niemal wszystko w mieście się zmieniło. Pół wieku minęło od ich wykonania.
Co ciekawe, „Słownik artystów polskich" wspomina o autorstwie Trzebińskiej w przypadku dwóch mozaik. Których dokładnie – nie wiadomo. Ale nie wydaje się, by ceramiczne dzieła architektoniczne były wykonane przez dwie różne osoby.
Autorka płockich mozaik była osobą niezwykle skromną. Bagaż różnych doświadczeń życiowych spowodował, że nie stała się sławną artystką. Ale tak jak nasze mozaiki należy uchronić jej historię od zapomnienia.
(...) Przed II wojną światową rodzicom Zofii dobrze się powodziło. Przez wiele lat ojciec zarządzał majątkiem w Komierowie koło Bydgoszczy, gdzie mieszkała cała rodzina. Artystka zawsze wspominała to miejsce jako arkadyjski raj. Pewnego dnia właściciel Komierowski stracił majątek przez swoją niegospodarność i rodzina musiała wrócić do Warszawy. W stolicy mieli ogromne mieszkanie, z kucharką do dyspozycji. Matka zajmowała się domem.
Zofia Trzebińska początkową edukację odebrała w Komierowie, podobnie jak jej starszy brat Andrzej. Kiedy wrócili do Warszawy, uczyła się w prywatnej szkole podstawowej, a później uczęszczała do Żeńskiego Gimnazjum Państwowego im. Juliusza Słowackiego w Warszawie na Ochocie, przy dzisiejszej Trasie Łazienkowskiej. Jej edukację w tej szkole przerwał wybuch wojny. Podjęła jednak naukę w Żeńskiej Szkole Architektury im. Stanisława Noakowskiego, która, po krótkiej przerwie, otrzymała zgodę od okupanta i wznowiła nauczanie w 1940 roku. Zofia uczyła się w niej w latach 1943-1944. W 1945 roku, po zakończeniu wojny, krótko studiowała w Studiu Malarstwa i Rysunku Andrzeja Rychtarskiego w Łodzi.
(...) [Potem] wyjechała za granicę. Cała historia wyjazdu jest dla rodziny bardzo dziwna.
Znajomy Zofii, który był polskim Żydem z Paryża, przyjechał po wojnie do Polski i organizował wyjazdy dla ludności żydowskiej. Był to 1946 rok, panował straszny bałagan i mało kto miał odpowiednie papiery. System był nieszczelny. Zofia wyjechała nielegalnie, właściwie bez dokumentów, w toalecie jakiegoś pociągu do Paryża. Tam studiowała i z tego okresu zachowało się najpiękniejsze jej zdjęcie przy sztalugach. Przez sześć lat pobytu we Francji podejmowała nauki w École Nationale Supérieure des Beaux Arts oraz w École Paul Colin.
Paryż po wojnie był miejscem, gdzie mimo biedy sztuka rozwijała się, i gdzie mieszkało dużo młodych ludzi. Zofia miała tam wielu znajomych. Mimo to, w 1952 roku postanowiła wrócić do Polski.
(...) Już w 1954 roku Zofia zaprojektowała i wykonała tkaniny dekoracyjne, które zaprezentowano w pawilonie polskim na Międzynarodowych Targach w Izmirze. Pokazała także malarstwo monumentalne na jedwabiu w Paryżu, Pekinie i Poznaniu. W 1955 roku otrzymała drugą nagrodzę w kategorii filmdruk, z wzorem kół i kwadratów, w konkursie związanym z przygotowaniami do wystawy z okazji trzydziestolecia „Ładu", a dwa lata później, w tym samym konkursie, otrzymała pierwszą i drugą nagrodę za tkaninę dekoracyjną (zasłonową), również wykonaną w technice filmdruku.
Nie wiadomo, w jakich okolicznościach Zofia Trzebińska trafiła do Sopotu. Tam poznała młodszego o pięć lat Piotra Nagabczyńskiego, który studiował w Państwowej Szkole Sztuk Plastycznych (...) pobrali się w 1956 roku.
Z perspektywy czasu wydaje się, że wykonanie mozaiki w Płocku było dosyć dużym wydarzeniem w jej zawodowym życiu. Pracę nad nią poprzedziło kilka wydarzeń. W 1962 roku ojczym Piotra Nagabczyńskiego, architekt Stefan Putowski, wraz z Tadeuszem Zielińskim otrzymali pierwszą nagrodę w konkursie na projekt rozwiązania centrum Płocka, które zostało przesunięte w rejon dzisiejszego Osiedla Tysiąclecia, zwanego wówczas „Osiedlem Centrum – Północ".
W tym czasie Zofia jeździła po kraju za zarobkiem. Wykonała malowidło ścienne w kinie Romantica w Kielcach, a także projekt i realizację dla Międzynarodowych Targów Książki, co było możliwe zapewne dlatego, że w latach 1961-1963 pracowała jako rzeczoznawca ds. plastycznych organizatora targów – Centrali Handlu Zagranicznego Ars Polona. Wykonała również bliżej nieokreślony projekt w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, a także uczestniczyła w pracach nad wystawą Canaletto w Muzeum Narodowym w Warszawie w 1964 roku.
(...) Podczas zagranicznej nieobecności męża Zofia wykonywała prace zlecone, m.in. przy projektach kolorystycznych budynków. Powstawało wówczas wiele osiedli robotniczych, więc pracy było sporo. Wcześniej jednak nie miała okazji wykonać żadnej mozaiki, a taka nadarzyła się w Płocku w 1968 roku, już po powrocie męża do Polski.
(...) [Syn] Kuba Nagabczyński, będący wówczas jedenastoletnim chłopcem, zapamiętał jak matka wykonywała projekt kolorystyczny mozaik i odrysowywała go przy pomocy rzutnika na ścianach. Wspominał, że była to koronkowa robota, bo elementy ceramiczne były maleńkie. Praca nad mozaiką płocką trwała kilka miesięcy. Syn nie przebywał wówczas z matką, przyjeżdżał jedynie z ojcem w odwiedziny. Zofia nocowała w Płocku.
(...) W latach osiemdziesiątych XX wieku Zofia Trzebińska-Nagabczyńska wyjechała z mężem do Kanady, gdzie zajmowała się wyłącznie malarstwem i gobelinami. W 1992 roku zaprezentowała swoje malarstwo na wystawie w galerii Toronto Star.W 1995 roku powróciła do Warszawy i poświęciła się malarstwu.
(...) Nie ulega wątpliwości, że płockie mozaiki Zofii Trzebińskiej-Nagabczyńskiej zasługują na szczególną opiekę ze strony służby konserwatorskiej. Moda na ceramiczne zdobienia architektury była niegdyś wszechobecna, a dziś jest symbolem minionej epoki. Jaka by ona nie była i jak by się indywidualnie nie kojarzyła, dzisiaj stanowi element dziedzictwa artystycznego i kulturowego. Warto podkreślić, że jest to obecnie dzieło odosobnione w płockiej przestrzeni miejskiej, dlatego tym bardziej cenne. W niektórych miejscach zachowały się co prawda inne mozaiki, ale obejrzeć można je jedynie we wnętrzach. Jeśli nie dostrzeżemy w mozaikach dzieła sztuki, to w momencie akcji remontowych znikną zupełnie.
* Dziś publikujemy fragmenty tekstu z „Naszych Korzeni", w których przeczytacie jeszcze m.in. o rodzicach Zofii Trzebińskiej-Nagabczyńskiej, jej utalentowanym bracie Andrzeju, rozstrzelanym podczas II wojny światowej. Z wydawnictwa Muzeum Mazowieckiego w Płocku dowiecie się też, w których jeszcze miejscowościach Mazowsza płockiego pani Zofia pozostawiła ślad swojej twórczości. Znajdziecie w nich również bibliografię dotyczącą tego tekstu.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze