Już niebawem okaże się, czy potrafią ją wykorzystać i wspólnie udźwignąć bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców, poprawiając jednocześnie komfort pracy lekarzy.
Stawiam tezę, że po raz kolejny plan się nie powiedzie, a następne konflikty z udziałem różnych grup medyków wiszą na włosku.
Przyczyną zaistniałej sytuacji jest gwałtownie postępująca niewydolność poszczególnych ogniw ochrony zdrowia. Ambitny plan reform, autentycznie przecież potrzebnych, ale w wielu wypadkach pozorowanych, prowadzony od 1999 r., zaczyna dochodzić do kresu intelektualnych możliwości zarządzających. Po 20 latach okazało się, że nie wszystkie deficyty można wyrównać dokładaniem pieniędzy.
niemal w każdym zakątku Polski. Kadrowe łatanie dziur jest w praktyce wzajemnym podkradaniem specjalistów. Zmiana struktury zachorowań starzejącego się społeczeństwa, w tym 20-procentowa zależność od w dużej mierze wykluczonych cyfrowo lekarzy emerytów, pandemia koronawirusa, zwiększone oczekiwania prozdrowotne, gwałtownie rosnące ceny materiałów i usług oraz koszmarne zmęczenie pracą na wielu etatach to tylko część powodów, które prowadzą do nieuchronnej katastrofy służby zdrowia.
Systemy lecznictwa szpitalnego, ambulatoryjnego i podstawowego wiążą się ze sobą nierozerwalnie. Trzydniowe zaledwie zawieszenie planowych przyjęć do oddziału wewnętrznego na Winiarach spowodowało niepokój zarówno wśród oczekujących na hospitalizację pacjentów, jak i wśród lekarzy POZ. Zwiększenie liczby wirusowych infekcji dróg oddechowych u dzieci
Pandemiczne ograniczenia uniemożliwiły prawidłowe funkcjonowanie wielu dziedzin, czego skutkiem jest obecna kumulacja zabiegów operacyjnych i diagnostycznych.
W szczególny sposób uderza to w jednostki, do których trafiają pacjenci z pocovidowymi następstwami. Pełne ręce roboty mają zatem interniści, pulmonolodzy, kardiolodzy, neurolodzy, nefrolodzy, reumatolodzy i rehabilitanci. Tam też braki specjalistów, asystentów medycznych i pielęgniarek są najbardziej odczuwalne. Jednoczesna praca tych samych osób w kilku miejscach i w ramach jednego etatu, w porozbijanych dziwacznymi systemami dyżurowymi godzinach, staje się ekwilibrystyką ponad ludzkie siły. Trudno jest koordynować planowe prowadzenie chorych na swoim odcinku, konsultować w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym i bez ograniczeń przyjmować w poradni specjalistycznej. Czas nie jest z gumy.
W sposób naturalny prowadzi to do konfliktów personalnych, rozdrażnienia, zachowań nieadekwatnych do sytuacji, a nawet wielopoziomowej agresji, najczęściej odnotowywanej w izbie przyjęć – wąskim gardle Winiar, które od dekad dławi w zarodku dobre opinie o jakości świadczonych usług medycznych placówki.
Czy w tej skomplikowanej sytuacji są jakiekolwiek dobre rozwiązania na przyszłość?
Kulawy, ośmioletni już brak rozwoju płockiej radioterapii świadczy o długofalowej niemocy kreatywności i reorganizacji Szpitala Wojewódzkiego. Nośne przedwyborcze slogany, powtarzane cyklicznie, nie przekładają się w praktyce na pozyskiwanie nowych pracowników i pozytywną zmianę.
Przeciąganie negocjacji spowodowało prawdopodobnie, mimo porozumienia z protestującymi, kolejny ubytek specjalistów, którzy w czasie przepychanek z dyrekcją skutecznie szukali atrakcyjniejszych warunków pracy.
i skutecznie odstrasza potencjalnych kandydatów do pracy. Rezydenci z nadzieją czekają na egzamin specjalizacyjny, rozpytując w okolicznych placówkach o możliwość szybkiej ewakuacji, możliwe, że wraz ze swoimi pryncypałami. Absolwenci płockich liceów niechętnie wracają do rodzinnego miasta.
lepiej opłacanych i mających za zadanie „przetrwać" w czasie dyżuru, jest merytoryczną fikcją, pozwalającą jedynie na utrzymanie kontraktu z NFZ. Wprowadzane nowe technologie coraz bardziej zależą od politycznych interesów sponsorów niż od faktycznego planowania zadań terapeutyczno-diagnostycznych. Marszałkowska machina z Medycznej 19 szwankuje, ale naprawa odkładana jest z roku na rok w obawie przed organizacyjną rewolucją lub – co gorsza – emancypacją nowych władz.
Na tym fundamencie budowane są od jakiegoś czasu
ściśle współpracującego ze szpitalem na Winiarach, który miałby stać się w przyszłości zapleczem klinicznym szkoły.
Samorząd lekarski jednoznacznie przeciwstawia się powstawaniu tego typu „zawodówek lekarskich", a lokalne ambicje nie mogą przeważyć nad jakością kształcenia kadr medycznych. Proponowane zachęty, m.in. poprzez system stypendialny dla studentów wywodzących się z rodzimych szkół średnich, nie znalazły dotychczas uznania władz miasta. Tymczasem szybko trzeba zadbać o większą koordynację między oddziałami i przychodniami dwóch szpitali, może docelowo nawet połączyć ich siły, tak jak miało to miejsce w 1973 r.
Procesy konsolidacyjne, niezależnie od szumu informacyjnego i następnych fal protestów, będą jedną z dróg prowadzących do racjonalnego wykorzystania osób i sprzętu. W Polsce nadal nie ma jednolitej polityki zdrowotnej państwa, która na podstawie wciąż nienapisanej ustawy o zdrowiu publicznym mogłaby zażegnać obecny kryzys. Od lat nie kryję osobistego poglądu, że dopóki liczba praktyk prywatnych w Polsce przyrasta, dopóty świadczy to o niewydolności systemu ochrony zdrowia, niedostatecznie finansowanego i fatalnie zorganizowanego, w którym każdy łata dziury, rozdzierając pola wcześniej zacerowane.
Tymczasem sytuacja w podstawowej opiece zdrowotnej i ambulatoryjnej opiece specjalistycznej także nie rysuje się kolorowo,
którzy utworzyli niepubliczne zakłady opieki zdrowotnej przed dwiema dekadami. Prowadzi to do przekształceń właścicielskich, nierzadko wydłużenia kolejek, trudności w uzyskaniu badań i zmian organizacyjnych, nie zawsze korzystnych dla przyzwyczajonych do swojej przychodni pacjentów. Rozmowy z koleżankami i kolegami zaczynają się od litanii skarg na brak czasu i siły nie tylko na wykonanie coraz bardziej wymyślnych zadań biurokratycznych, ale także na zwykłe badanie pacjenta, obudowane cyfrową papierologią i naporem prozdrowotnych programów prowadzących donikąd.
Sztandarowym przykładem mogą być fikcje opieki koordynowanej i profilaktyki 40+, realizowane przez sztuczną inteligencję na podstawie ankiety internetowej i bez dostępu do historii choroby.
Płock nie może się obejść bez wielospecjalistycznego szpitala. Płock musi mieć dobrze zorganizowaną sieć placówek POZ, AOS i sprawne pogotowie. Płocczanie nie zasługują na gorszą opiekę lekarską niż mieszkańcy większych miast w Polsce.
z trudem wybudowanego i modernizowanego 50-latka na Winiarach. Od jego losu zależy rozwój innych placówek niczym w krwiobiegu. To wielkie i co najważniejsze, wspólne zadanie klasy politycznej: marszałka, wojewody, posłów, prezydentów i burmistrzów. Dyrekcja Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego jaka jest, każdy widzi, ale sama sobie nie poradzi, nawet wówczas, gdy zostanie po ćwierć wieku zmieniona lub ogłosi sukces ugaszenia kolejnego pożaru w domku z kart.
Jarosław Wanecki, lekarz, były prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Płocku
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Wtedy "biedny" lekarz kończący pracę na Winiarach o 15, nie biegłby na Kolegialną do prywatnej przychodni gdzie następna wizyta jest o 15.15 i nie harowałby za te skromne 120zł za 15-to minutową wizytę.
W Płocku mamy dwa duże szpitale, w pobliskim Gostyninie, Kruku czy Sierpcu kolejne. W mieście już od dawna powinna być uczelnia kształcąca lekarzy a blokowanie tego to zwykły sabotaż.
Z lekarzami jak z adwokatami, blokują dostęp do zawodu młodym ludziom jak mogą w obawie o swoje bogate profity finansowe.