Tegoroczną Choinkę Dobroczyńców w całej krasie obejrzyjcie tutaj
Zgodnie z zapowiedziami kwotę uzupełniliśmy częścią wpływów z reklam, które niektórzy ofiarodawcy wykupili jednocześnie z ozdobami choinkowymi.
To piękne, że choć koronawirus zabija nie tylko ludzi, ale i wiele biznesów, są osoby, które nawet w takich okolicznościach czują potrzebę podzielenia się tym, co mają, z bardziej potrzebującymi. Dlaczego? Oto treść wzruszającego maila: „Pragnę zachować anonimowość, moja ozdoba nie musi się linkować do żadnego adresu (...). To całkiem zbędne. Jak zawsze Państwa Gazeta jest dla mnie gwarancją, że moja cegiełka zostanie dołożona do dzieła wartego wsparcia. Tym bardziej że płoccy mariawici są częścią historii i mojej Rodziny. Proszę na dzwonku napisać tylko, jak co roku, »Ania i Maciek«. To wystarczy”.
Dziękujemy za zaufanie. Wszystkim darczyńcom. Także siostrom, które przez pomyłkę dwa razy wykupiły dużą bombkę, ale wpłaty nie wycofały. – To powieście dwie bombki – zdecydowały. I ks. Szymonowi Czemborowi, który bombkę wykupił w imieniu Parafii Ewangelicko-Augsburskiej. Po prostu wszystkim. Dziękują też mariawici.
Kilka tygodni temu byliśmy u mariawitów w porze, kiedy wydawali ciepłe posiłki bezdomnym i ubogim. Biskup Babi pokazał jeden z klasztornych budynków, w którym powstaje hostel dla bezdomnych potrzebujących wsparcia z nałogami (trzeźwość to warunek wszelkiej pomocy). Hostel ogrzewany był elektrycznie, a więc kosztownie. Biskup mówił, że czekają na podłączenie do miejskiej sieci ciepłowniczej.
– Kaloryfery już są rozprowadzone, Fortum podłączy nas zaraz po świętach albo po Nowym Roku. Mamy też już zrobioną w hostelu całą elektrykę – informuje teraz. – A na posiłki wciąż przychodzi średnio trochę ponad 50 osób dziennie. Więcej, kiedy pogoda robi się brzydka.
Pieniądze od Dobroczyńców zostaną przeznaczone w części na wydawane przez Kościół obiady, może trochę będzie na dokończenie instalacji centralnego ogrzewania. Ale także na testy na koronawirusa, które mariawici wykonują swoim podopiecznym.
– I na testy narkotykowe – przyznaje biskup Babi. – Mieszkańcy hostelu to ludzie uzależnieni od używek, wielu z nich ma przepisane leki psychotropowe, a tego nie można mieszać z używkami, więc musimy wiedzieć, czy coś ich nie zabije. No i może starczy także na wykupowanie recept, na lekarstwa, bo na razie dokładamy na to z klasztornej kasy, z posiłków.
W hostelu mieszka teraz 16 osób, dwie przybyły od czasu naszej ostatniej wizyty. Boże Narodzenie to dla nich bardzo trudny czas, niektórzy nawet mają ochotę wziąć nogi za pas.
– To nie chodzi nawet o ich uzależnienia – opowiada biskup Karol. – Będziemy mieli wspólną z nimi wigilię, razem z naszym stowarzyszeniem Miłosierdzie i Miłość i pracownikami naszej fundacji Centrum Integracji Społecznej. Oczywiście przy zachowaniu wszelkiej pandemicznej ostrożności, bez dzielenia się bezpośrednio opłatkiem. Ale opłatek będzie…
I to właśnie problem: wszyscy spotkają się w sali terapeutycznej (mieszkańcy hostelu zdążyli ułożyć już panele podłogowe), na nowych krzesełkach i przy jeszcze byle jakim stole, bo nowy, porządny dopiero będzie. I będzie świąteczna atmosfera, tradycyjne wigilijne potrawy i opłatek na talerzu.
– A tego oni się boją… tłumaczy biskup. – Bo we wspomnieniach świąt wielu z nich tego wszystkiego nie ma. Jedna z naszych podopiecznych, dorosła kobieta, pamięta, że w dzieciństwie, kiedy mieszkała z rodzicami i dziewięciorgiem rodzeństwa, były tylko bicie i wyzwiska. Nie wiedzą, jak zniosą tę normalność, która nigdy nie była ich udziałem.
Święta też będą wszyscy spędzać wspólnie, zwłaszcza pory posiłków. Potem każdy będzie mógł się wyizolować w swoim pokoju, przetrawić emocje. Ale też nie zabraknie pracy. Wydawki (czyli wydawanie jedzenia) dla bezdomnych z zewnątrz nie ustaną. W piątek, sobotę i niedzielę w godz. 12-12.30 chętni dostaną kanapki, ciasto, herbatę, kawę. – Mieszkańcy hostelu bardzo się ucieszyli, że będą to wszystko przygotowywać. Oni na ulicy mają wielu przyjaciół i martwią się o nich. Czasem po cichu wynoszą dla kogoś jedzenie z lodówki, do której zresztą mają dostęp – dodaje nasz rozmówca.
Od paru dni w klasztornej kuchni trwa wielkie lepienie ponad 2 tys. pierogów. To też na wigilię, ale inną. 24 grudnia mariawici przygotują ją dla wszystkich chętnych bezdomnych i ubogich – tam, gdzie są wydawki. Przy stołach, choć w ostrym reżimie sanitarnym. Też będzie po kawałku opłatka dla każdego, barszcz czerwony z uszkami, smażona ryba, śledzie, makowiec, sernik… Wszystko przygotuje klasztor i stowarzyszenie, oczywiście ostro przy tym pracują podopieczni z hostelu. Pracą odpłacają się za dach nad głową i pełne talerze.
A pierogi są pyszne! Już w przyszłym roku będzie można takie kupić, bo zostanie reaktywowany kultowy mariawicki sklepik.
31 grudnia razem z Płockim Hufcem ZHP w hostelu zostanie zorganizowana zabawa sylwestrowa. Bezalkoholowa, ten warunek nie podlega żadnym negocjacjom.
Wezmą w nim udział tylko ludzie z klasztoru i podopieczni oraz dwoje wolontariuszy-harcerzy. – Żeby oderwać myśli od alkoholu, harcerze zorganizują wiele różnych zabaw – opowiada biskup Babi. – Sylwester zacznie się o godz. 20, zakończy o 6 rano w Nowy Rok. Nam godzina policyjna niestraszna, bo nikt z zewnątrz nie wejdzie. Zresztą to byłoby za duże ryzyko epidemiczne.
Przywrócić normalność, dać dobre, samodzielne życie tym, którzy spadli na dno – to jest dzieło mariawitów. I w nim im choć trochę pomogliśmy.
Partnerem naszej akcji Choinka Dobroczyńców jak zawsze jest Stowarzyszenie Silni Razem
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze