Jak zamówić ozdoby i wesprzeć akcję - na końcu tekstu
Choinka Dobroczyńców - raport specjalny >>
***
Przypomnijmy: wszystkie pieniądze, które wydacie na ozdoby wykupione na naszej Choince, przekażemy właśnie płockim mariawitom. Bo chcemy im pomóc w pomaganiu innym.
Potrzebują pieniędzy na swoją akcję „Ciepły posiłek u Mariawitów”, który serwują od kwietnia bezdomnym i ubogim. Na hostel, w którym dają bezpłatnie mieszkania osobom bez dachu nad głową. Na uruchomienie produkcji pierogów, naleśników, soków, na wypiek chleba – czym zajmą się ich podopieczni, żeby znów nauczyć się odpowiedzialnego życia, zarabiania na siebie. Na terapię uzależnionych. Na dom dziennego pobytu dla seniorów. Na realizację innych jeszcze planów i zamiarów, które nie mają wzbogacić Kościoła, tylko pomóc tym, którzy gdzieś się pogubili i sami sobie nie poradzą.
Na ogrodzeniu klasztoru Mariawitów od strony ul. Kazimierza Wielkiego jest tablica, na której wypisano credo Kościoła. Możemy tam przeczytać m.in.: „Kościół Starokatolicki Mariawitów uznaje siedem Sakramentów Świętych. Komunia św. (pod dwiema postaciami) jest udzielana wszystkim ochrzczonym, którym pozwala na to sumienie i zasady wiary. Spowiedź uszna przed kapłanem obowiązuje tylko dzieci i młodzież do osiemnastego roku życia. Mogą z niej korzystać dorośli na własne życzenie, ale obowiązująca jest spowiedź powszechna przed Chrystusem (…). Duchownych nie obowiązuje celibat. (…) Wszystkie posługi w Kościele są bezpłatne. Duchownemu wolno przyjmować dobrowolne ofiary za posługi religijne, ale nie może ich żądać”.
Jest też informacja, że liczba wiernych Kościoła „wynosi około 30 tysięcy, w tym w Polsce 25 tysięcy, skupionych w trzech diecezjach obejmujących 37 parafii i ich filii, oraz żyjących w diasporze. Kościół posiada 48 kościołów i kaplic, a jego katedra – Świątynia Miłosierdzia i Miłości znajduje się w Płocku”.
Bo właśnie w Płocku narodził się ruch religijny nazwany mariawityzmem – jeszcze w czasach zaboru rosyjskiego. Jego założycielką była urodzona w 1862 r. Feliksa Magdalena Kozłowska, która potem przybrała zakonne imiona Maria Franciszka.
Nie będziemy tu omawiać całej skomplikowanej i burzliwej historii jej objawień, które zaowocowały założeniem zakonu działającego najpierw w strukturach Kościoła katolickiego, a następnie decyzją Watykanu wyrzuconego poza obręb katolickiej wspólnoty. Wspomnijmy tylko, że w dziejach mariawityzmu są prześladowania, dużo niechęci, plotek, w których fakty mieszały się z obmową. A także własnych błędów, wewnętrznych sporów, które doprowadziły do rozłamu. I są też piękne karty, które dotyczą głównie ciężkiej pracy sióstr mariawitek i ich chęci niesienia pomocy innym.
Feliksa Kozłowska odebrała dość staranne wykształcenie, ale czuła, że jej powołaniem jest życie zakonne. Jest jej zdjęcie z tamtego okresu: śliczna, szczupła dziewczyna z długim warkoczem przerzuconym na piersi spogląda lekko melancholijnym wzrokiem gdzieś w bok, na jej ustach błąka się leciutki uśmiech. Biskup naczelny Kościoła Maria Karol Babi w swojej pracy magisterskiej „Zgromadzenie Sióstr Mariawitek Nieustającej Adoracji Ubłagania w latach 1906–2009” pisze: „Feliksa Kozłowska wstąpiła do jednego z jego [o. Honorata Koźmińskiego – red.] ukrytych zgromadzeń. Mieszczące się w Warszawie przy ulicy Wilczej tzw. Przytulisko, zgromadzenie sióstr Franciszkanek od Cierpiących, stawiało sobie za cel pomoc w pielęgnowaniu chorych ludzi (…). Po dokonaniu oceny duchowego stanu Feliksy Kozłowskiej o. Honorat wydał zgodę na założenie przez siostrę nowego, tajnego zgromadzenia zakonnego. Powstałe dnia 8 września 1887 roku w Płocku zgromadzenie nazwano Zgromadzeniem Sióstr Ubogich św. Klary od Nieustającej Adoracji Ubłagania”.
Zakon musiał sam na siebie zarobić, choć jeszcze zanim w 1906 r. doszło do ekskomuniki i mariawityzm został okrzyknięty sektą, wspierali go księża katoliccy.
Nie zaniedbując rozwoju duchowego, mariawitki imały się różnych prac. Pisze biskup Babi: „Siostry oprócz aktywności religijnej i działań w myśl Objawień Marii Franciszki zajmowały się również szeroko pojętą działalnością społeczną. (…) Pracowały w zakładach rękodzielniczych, gospodarstwach rolnych, warsztatach i wielu innych placówkach. Najzdolniejsze zakonnice zatrudnione w zakładach rękodzielniczych zajmowały się hafciarstwem i tkactwem. Jedną z najbardziej rozpowszechnionych pracowni rękodzielniczych stała się płocka Pracownia Haftu Artystycznego. Wykonywano w niej haftowane dywany, obrazy, chorągwie, sztandary i szaty liturgiczne, których kunszt doceniali nie tylko okoliczni mieszkańcy, ale również zagraniczni goście”.
I jeszcze: „Siostry mariawickie pracowały również w innych miejscach, takich jak chociażby piekarnie czy wytwórnie wody. Piekarnia mariawicka obsługiwana przez zakonnice powstała jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Z czasem powstały również mariawickie apteki, sklepy spożywcze, jadłodajnie i herbaciarnie. Oferowano w nich artykuły, lekarstwa i posiłki w niskich cenach. Siostrom nie zależało bowiem na zarobku, a jedynie na pozyskaniu środków na swe skromne utrzymanie. Siostry służebne pracowały ponadto w parafialnych gospodarstwach rolnych, w sadach i ogrodach”.
Mariawityzm jeszcze przed I wojną światową rozlał się szeroko po ziemiach polskich. Zakonnice szczególnie skupiły się na pracy charytatywnej i opiekuńczo-wychowawczej. „Istotną rolę odgrywały ochronki, których funkcjonalność porównywalna była do zakresu działań przedszkoli. W założonej 24 grudnia 1906 roku pierwszej ochronce w Płocku siostry uczyły dzieci zamiłowania do porządku i czystości oraz roli nauki w życiu człowieka” – to też fragment pracy magisterskiej biskupa Babiego.
O tym miejscu usłyszała pani Burzyńska, katoliczka, pracownica płockiego teatru, i postanowiła tam posyłać swoją córkę, słynną potem aktorkę, a ostatecznie współzałożycielkę zespołu Mazowsze. Mira Zimińska-Sygietyńska w autobiograficznej książce „Nie żyłam samotnie” tak to wspominała: „Mama dowiedziała się, że na ul. Dobrzyńskiej jest świetna szkoła, i posłała mnie do tej szkoły. Jak mi tam było dobrze! Od razu dali mi papucie i piękny fartuszek. Było tam masę zabawek, różne układanki, był śliczny ogród, były zakonnice, taka pani, siostra czy przełożona. Mówiło się do niej »mateczko«. Miała jedno oko przymglone. Była dla mnie bardzo miła, gładziła mnie po głowie. Był tam także jakiś ksiądz. Dowiedzieli się, że do szkoły chodzi taka mała artystka, która śpiewa i tańczy. Zaprosili mnie do siebie, do tzw. salonu. Śpiewałam im rozmaite operetkowe piosenki. Bardzo ich ubawiłam. (…) Byłam szczęśliwa i w ogóle całe podwórko mi zazdrościło, że mnie taki zaszczyt spotkał, iż do takiej szkoły chodzę. Aż tu kiedyś wybuchła w domu piekielna awantura. Przyszły znajome mamy i powiedziały: – Pani Burzyńska kochana, pani do poganów dziecko posyła! Pani wie, to są mariawici!
Mama zapytała: – Co za mariawici?
One na to: – No właśnie, pani Burzyńska nie wie, co to są mariawici! Oni tam dzieci na poganów wychowują. Przecież do piekła można pójść za to, pani Burzyńska kochana!”.
Niestety, był to czas wzmożonych ataków na mariawitów. Tymczasem oni robili swoje. Zakładali szkoły, a także warsztaty – tkackie, stolarskie, ślusarskie, introligatorskie, szewskie, a nawet wytwarzania betonowych kręgowych studziennych, w których uczyli młodzież fachu. Powstawały piekarnie i kolejne wytwórnie wód sodowych – kto ze starszych płocczan nie pamięta sodówki i pysznych mariawickich chleba i drożdżówek?!
Parafie otwierały też gospodarstwa rolne, sady, pasieki, którymi zarządzały, a także uczyły ludzi z całej okolicy, jak korzystać z nowoczesnych narzędzi i maszyn albo stosowania nawozów sztucznych. Nierzadko przy takich gospodarstwach dach nad głową dostawali starzy ludzie; były to regularne domy starców.
Ale czasem ta dobroczynność szła dużo dalej. Napisał biskup Babi: „W historii są trzy przypadki, gdzie dzięki duchownym zakupiono ziemię i podzielono je między ubogich współwierzących. W 1910 roku majątek ziemski podzielono na 73 ubogie rodziny, pozostałą część przydzielono siostrom zakonnym. Inny majątek, pod Płońskiem, podzielono na 30 rodzin. W ostatnim przypadku ziemie rozdzielono na 15 rodzin”.
Działały też tanie albo zgoła bezpłatne kuchnie, w których posiłek mógł zjeść każdy głodny, niezależnie od pochodzenia i wyznania. Dla bezdomnych parafian mariawici budowali domy. Trzeba było mieć wkład własny: albo pieniądze, albo po prostu dać własną pracę. Taki dom dla kilkudziesięciu rodzin powstał m.in. w Warszawie, został zburzony po wybuchu wojny w 1939 r.
I wojna przyniosła nam tak oczekiwaną niepodległość, ale także biedę, choroby, sieroctwo. Wielu lekarzy, społeczników, zwyczajnych dobrych ludzi angażowało się na różne sposoby w pomoc nędzarzom, którzy utracili wszystko, sierotom i inwalidom wojennym itp. Wśród nich byli także mariawici.
I znów cytat z pracy biskupa: „Podczas I wojny światowej w parafiach funkcjonowały ponadto punkty szpitalne, przekształcane z czasem w szpitale. W sierpniu 1914 roku Maria Franciszka przeznaczyła część płockiego klasztoru mariawickiego na działalność szpitala wojennego. Zapewniono w nim opiekę lekarską dla przeszło 100 rannych żołnierzy”.
Ale sami mariawici po wojnie zubożeli, mniej było wiernych i mniej składanych przez nich ofiar. Jednak działalność charytatywna nie upadła, choć – jak wspomina biskup Babi – „często w relacjach z tamtych czasów pojawiają się opisy Mariawitek umierających z powodu wycieńczenia oraz niedożywienia organizmu”.
Statystyki z 1921 r. zawierają dane o istniejących przy Kościele i przez niego prowadzonych m.in. 25 szkołach podstawowych, 45 przedszkolach, 14 czytelniach, siedmiu piekarniach, 25 salach zajęć dla dziewcząt, trzech domach dla sierot, 13 domów starców, 10 stołówkach dla ubogich i 43 placówkach wspomagania ubogich.
W 1934 r. do Płocka przyjechali dziennikarze z wydawnictwa „Zwiedzamy nasz kraj” i byli z wizytą w mariawickiej katedrze. To, co tam zastali, zrobiło na nich wielkie wrażenie. Zwiedzili wytwórnię wód gazowanych, zaskoczył ich ład i porządek. Opisali potem: „Przy maszynie pracują trzy siostry. Jedna z nich zajmowała się czyszczeniem butelek, druga nalewaniem, z kolei trzecia korkowaniem butelki”. Potem oglądali przy pracy siostry w pracowni szewskiej, byli też w ambulatoryjnej części klasztoru, gdzie mieściła się przychodnia lekarska. Relacjonowali: „I zaczął nam doktór z nadzwyczajną uprzejmością pokazywać lampy kwarcowe, diaterkmje i inne maszyny nowoczesne do leczenia chorych. (…) Podczas przejścia do następnego etapu zwiedzania siostra napomknęła o żłobku felicjanowskim, do którego przyjmowane były wszystkie dzieci nieślubne i niechciane. Wówczas znajdowało się w nim 30 podopiecznych”.
Aż wybuchła II wojna światowa. W 1941 r. Niemcy zajęli płocki klasztor, wysiedlili przy tym ok. 200 osób; część z nich została wywieziona do obozu w Generalnej Guberni, część do miasta, ale nie przydzielono im mieszkań. W katedrze miało powstać kino. Bogata biblioteka klasztorna – zniszczona, cenne maszyny, aparaty, urządzenia introligatorskie – wywiezione w głąb Niemiec.
Taki był los wszystkich mariawickich obiektów oraz sióstr i duchownych w całej Polsce. Mimo to, jak wskazuje w swej pracy magisterskiej biskup Babi, „duża część sióstr i duchownych mariawickich brała czynny udział w niesieniu pomocy rannym partyzantom, żołnierzom oraz ludności żydowskiej. (…) W klasztorze płockim działał nasłuch radiowy, a wiadomości, które otrzymywano, były rozpowszechniane wśród Polaków. Aktywnego wsparcia dla Żydów udzielali proboszczowie parafii: w Żeliszewie, Dobrej, Lipkach oraz siostry Kościoła Katolickiego Mariawitów M. Dilekta Rasztawicka i M. Leonia Wiśniewska”.
Część parafii mariawickich współpracowała z Armią Krajową, inne prowadziły tajne nauczanie albo szpitale polowe dla rannych żołnierzy.
Po wojnie rozpoczął się inny czas, w Polsce nastał komunizm. Wielu mariawitów, duchownych i świeckich, zginęło. Ci, którzy ocaleli, powrócili, starali się odbudować swoje świątynie i dawną działalność. W Płocku przez parę dekad, aż do końca lat 80. ubiegłego wieku, siostry prowadziły piekarnię i kultowy w mieście sklepik. Kupowało się u nich najlepszą kapustę kiszoną, przez pewien czas znów działała apteka i punkt medyczny, do którego można było zgłosić się na zastrzyki.
Na coroczne wielkie odpusty 15 sierpnia wciąż zjeżdża wielu wiernych Kościoła z Polski i zagranicy. Dawnym obyczajem wszyscy pielgrzymi, ale też każdy, kto się tam wówczas pojawi, niezależnie od wyznania, częstowany jest obiadem, słodkościami, napojami. Tylko że dziś sióstr już nie ma. Są jedynie księża mariawiccy oraz świeccy, którzy właśnie wznawiają dzieło pomocy zagubionym, bezdomnym, niepełnosprawnym i starym ludziom. I w tym im pomóżmy.
Każdy, kto chce pomóc, może kupić ozdobę, którą zawiesimy na Choince Dobroczyńców:
Oto ich ceny:
- średnia bombka – 300 zł,
- duża bombka – 500 zł,
- dzwonek – 1000 zł,
- gwiazda – 1500 zł,
- ozdoba niestandardowa – do uzgodnienia z darczyńcą.
Współorganizatorem naszej akcji jest Stowarzyszenie „Silni Razem”. Wpłat należy dokonywać na konto: Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym i Ich Rodzinom „Silni Razem” BOŚ o. Płock, 26 1540 1290 2001 5970 5859 0009, z dopiskiem w tytule przelewu/wpłaty: „Choinka Dobroczyńców”.
Później prosimy o kontakt – ponieważ chcemy wiedzieć, że postanowiliście zostać darczyńcami – mailowo pod adresem: choinka.silnirazem@gmail.com (prześlijcie dowód wpłaty, logotyp, jaki mamy umieścić na ozdobie, oraz adres, do jakiego powinna linkować ozdoba w wersji internetowej). Należy dopisać: Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych przez Stowarzyszenie „Silni Razem” w celu i zakresie niezbędnym do przeprowadzenia akcji charytatywnej „Choinka Dobroczyńców”.
Można też telefonować: 507 008 737.
Jeśli zrobicie to do godz. 15, Wasza bombka lub inna ozdoba zawiśnie na choince najpóźniej następnego dnia – na stronie plock.wyborcza.pl. A w piątki także – na świątecznym drzewku w całej okazałości – w papierowym wydaniu płockiego magazynowego dodatku do „Wyborczej” (o ile dacie nam znać o wpłacie do środy do godz. 15).
Ozdoby – jak zwykle – można także zamówić, wykupując równocześnie reklamę z życzeniami w wigilijnym wydaniu „Wyborczej”. Potrzebujący dostaną wówczas w całości kwotę przypisaną do konkretnej ozdoby, a dodatkowo podzielimy się z nimi zyskiem ze sprzedaży reklam z życzeniami. Szczegóły pod numerem telefonu: 507 008 737, można też wysłać mail: reklama@plock.agora.pl.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze