Pani Jadzia cała w uśmiechach rozsiewanych spod ronda kapelusika tanecznym krokiem zmierza po darmową zupę. - O, jak miło, że i biskup jest! Od razu weselej - woła radośnie, a dół rozłożystej spódnicy faluje spod płaszczyka. Przyszła po ciepły posiłek do mariawitów?
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

NA CHOINCE DOBROCZYŃCÓW SĄ JUŻ PIERWSZE OZDOBY - ZOBACZCIE, W TYM ROKU NASZE DRZEWO JEST INNE NIŻ ZWYKLE >>

Jak zamówić ozdoby i wesprzeć akcję - na końcu tekstu

Choinka Dobroczyńców - raport specjalny >>

***

W poniedziałek przyniosła kiść owoców jakiegoś drzewa, wyglądają jak kasztany w najeżonych skorupkach, ale to nie kasztany. Pani Jadzia chciałaby je wręczyć biskupowi Marii Karolowi Babi w szarej sutannie, który ją wita jak dobrą znajomą. Biskup ma minę nieco zakłopotaną, więc „kasztanki” dostanie Iveta, która zarządza wydawką. Wydawka – to wydawanie posiłków.

Choć wygląd elegantki tego nie zdradza, to nie jest ona zamożna. Przeciwnie. A te ubrania, tak jak posiłki, też dostała od mariawitów. Ci zaś - od dobrych ludzi, żeby wspomóc potrzebujących.

Ciepły Posiłek u mariawitów
Ciepły Posiłek u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Bo może tak właśnie jest najlepiej - pomagać tym, którzy sami pomagają. Pomoc skumulowana ma większą moc, więcej może zdziałać.

Dlatego tegoroczną Choinkę Dobroczyńców dedykujemy Kościołowi Starokatolickiemu Mariawitów, który tu, w Płocku, został założony na początku XX wieku. Założycielką mariawityzmu była Maria Franciszka Kozłowska. To głównie ona, oprócz organizowania życia religijnego, od początku wcielała w życie ideę pomocy drugiemu człowiekowi. To była bardzo szeroko zakrojona działalność społeczna i charytatywna, o której należałoby napisać odrębny, sążnisty artykuł.

Na te tradycje zaszczepione przez założycielkę powołuje się teraz naczelny biskup Kościoła Maria Karol Babi. To jest misja, ale i potrzeba serca. Ale… każdy przecież wie. Potrzeba też pieniędzy, dlatego zawieszajcie ozdoby na naszej wirtualnej choince. Nie sztuka być dobrym w dobrym czasie, sztuką jest być szczodrym, dzielić się, kiedy jest źle. Tak jak obecnie, w czasie epidemii. 

Mariawicka Świątynia Miłosierdzia i Miłości w Płocku
Mariawicka Świątynia Miłosierdzia i Miłości w Płocku  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

A teraz opowiemy, co się dzieje i dziać będzie u mariawitów.

Wydawki

- Nasz pierwszy raz był 21 kwietnia - opowiada biskup Babi, kiedy siedzimy już w jego kancelarii. - Z powodu wiosennego lockdownu wszystko było pozamykane, ludzie siedzieli w domach. A co ma zrobić ze sobą człowiek bezdomny, jak sobie poradzić? Słyszeliśmy, że Hufiec Płock ZHP przygotowuje - w domach harcerzy - jedzenie dla takich osób, wydawali je dwa razy w tygodniu. I o grupie Jedzenie zamiast bomb, która też przygotowywała posiłki raz w tygodniu. Porozumieliśmy się z nimi i postanowiliśmy, że w dni, kiedy oni nie działają, my wejdziemy z akcją "Ciepły posiłek u Mariawitów". Postanowiliśmy karmić potrzebujących we wtorki, czwartki i soboty. Poinformowaliśmy o tym prezydenta Płocka Andrzeja Nowakowskiego - że nasz Kościół włącza się do pomocy bezdomnym. Prezydent powiedział o tym na swoim wideoczacie, o naszych posiłkach informowali też harcerze. którzy sami zaczęli pomagać w kuchni, a zrobiliśmy jeszcze ulotki; wolontariusze zanieśli je w miejsca, w których najczęściej przebywają bezdomni.

Ciepły posiłek u mariawitów
Ciepły posiłek u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Ale żeby komuś dać posiłki, trzeba je mieć z czego ugotować. Mariawici założyli profil o ciepłych posiłkach na Facebooku. Idea zaczęła docierać do coraz większej liczby ludzi. Najpierw dwie, trzy osoby przyniosły do klasztoru jakieś jedzenie, potem takich darczyńców było coraz więcej i więcej. Mariawici z różnych parafii przywożą lub przysyłają warzywa, owoce, ktoś podarował 200 kg kiszonych ogórków, beczkę kiszonej kapusty, mięso. Do tego przyprawy, kasze itd.

Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

- Dużo ludzi dobrej woli przysyła na nasze konto pieniądze na ciepły posiłek - opowiada dalej biskup Babi. - Z tego wykupujemy też recepty i robimy testy na koronawirusa tym, których chcemy umieścić na odwyku. Medycznie pomaga nam też lekarz Bogdan Sobański.

Ciepły posiłek u mariawitów
Ciepły posiłek u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

W kuchni rządzą kucharki-wolontariuszki. - Dwie z nich to nasze parafianki, panie Elżbieta i Marzanna - uśmiecha się biskup. - Potem doszła jeszcze pani Joanna, która pracowała w gastronomii, ale przez epidemię i związane z nią obostrzenia straciła tę pracę. No i teraz nam pomaga. I harcerze.

Kuchnia to miejsce pełne zapachów, które rozchodzą się szeroko i sprawiają, że cieknie ślinka. Tuż obok w małym pomieszczeniu kilka osób spokojnie obiera ziemniaki, jarzyny. To bezdomni. Pomagają.

Ciepły posiłek u mariawitów
Ciepły posiłek u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Teraz już codziennie przygotowywane są tu ciepłe posiłki. Jest albo zupa z solidną mięsną wkładką albo posilne drugie danie. Do tego kawa, herbata, napoje. Chleb daje piekarnia Kierzkowski.

Od bramy do bramy

Najpierw, jeszcze w kwietniu, posiłki wydawane były na wynos przy bramie, która prowadzi do dawnej podstawówki nr 8.

- Do lipca wydawaliśmy po 230 posiłków dziennie - wspomina biskup Babi.

Ciepły posiłek u mariawitów. Na zdj. obowiązkowa dezynfekcja dłoni
Ciepły posiłek u mariawitów. Na zdj. obowiązkowa dezynfekcja dłoni  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Nie tylko bezdomnym. Wieści się rozeszły i zaczęło się pojawiać coraz więcej ludzi „z bloków” - jak mówią u mariawitów. Czyli takich, którzy mają swoje mieszkania, ale są zwyczajnie ubodzy, dla nich mariawickie jedzenie to wspomożenie skromniutkich domowych budżetów, a czasem może jedyna szansa na regularny obiad. Chociaż ci „z bloków”, w odróżnieniu od tych „z ulicy”, przeważnie chcieli więcej. Może po prostu chodziło o to, że mogli wziąć na zapas, bo mają warunki i miejsce do przechowywania żywności?

- Chcieliśmy okazać szacunek naszym stołownikom, żeby bezdomni poczuli, że jak wszyscy - mają swoją wartość - biskup Babi tak motywuje kolejny pomysł. Czyli stołówkę. Bo tak - mariawici mają niewykorzystywany dotąd budynek, który przez lata komuny zajmował zakład energetyczny, a potem wynajmowała szkoła SOP - Stowarzyszenia Oświatowców Polskich. Pusta stała poszkolna sala gimnastyczna. Taka w sam raz na stołówkę z ciepłymi posiłkami.

Listopad 2020 r. Ciepły posiłek u mariawitów, tzw. wydawka
Listopad 2020 r. Ciepły posiłek u mariawitów, tzw. wydawka  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

- Ale wszystko trzeba było przygotować od podstaw - biskup znów się uśmiecha, bo rękawy zakasali nie tylko wolontariusze, ale i sami bezdomni. Zaczęło się wielkie szorowanie, mycie okien, ustawianie stolików i przykrywanie ich kupionymi przez Kościół, tak jak i naczynia jednorazowe, ceratami. Był tam też barek z kawą, herbatą, żeby każdy poczuł się miło.

Przy wejściu zawisł baner z wyszukaną gdzieś sentencją: „Jeśli jesteś szczęśliwy, postaw sobie większy stół, a nie stawiaj wyższego płotu”.

- W wakacje przychodziło mniej osób - ciągnie biskup. - Gotowaliśmy dla setki, wydawaliśmy 60-70 posiłków. Aż przyszła nowa fala epidemii, znów zaostrzyły się przepisy i stołówkę musieliśmy zamknąć, wróciliśmy do wydawek.

Używana odzież u mariawitów
Używana odzież u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Teraz też są przy bramie - ale tej od strony dawnej szkoły SOP. Sala gimnastyczna nie bardzo już przypomina stołówkę, zamieniła się w wielki magazyn używanej odzieży. Przynoszą je pojedynczy ludzie, niektórzy w paczkach z napisem, że wszystko jest świeżo uprane, inne rzeczy pierze się i prasuje na miejscu. Ciuchów jest masa, bo swój towar oddał do mariawitów także pewien szmateks, kiedy zakończył działalność. Kto chce, potrzebuje, może wziąć to, czego potrzebuje do ubrania.

Dlatego ci, którzy przychodzą na wydawki, nie wyglądają jak kloszardzi. Fakt, po wielu widać, że sponiewierał ich los i uzależnienia od wódki czy narkotyków, ale są ciepło, przyzwoicie, a nawet elegancko ubrani. Wchodząc do bramy, uśmiechają się szeroko, zagadują wesoło, serdecznie witają się z biskupem.

Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

- Jak zdrowie, była pani z tym znamieniem u lekarza? - dopytuje każdego biskup Babi, a Bemol, radosny psiak klasztorny, kręci się przyjaźnie pośród tych gości.

Jest jednak surowa zasada - masz wybór: albo alkohol, albo jedzenie. Jesteś pijany, wybrałeś wódkę czy wino - nie dostaniesz jedzenia. Wyrywkowo w ruch idzie nawet alkomat.

Dałeś jeść, daj i mieszkanie

- To się zaczęło gdzieś w czerwcu - mówi dalej biskup Babi. - Rozmawialiśmy z naszymi podopiecznymi, zaczęły się nawiązywać przyjaźnie. Bezdomni pytali, czy nie byłoby dla nich jakiejś pracy, jakiegoś dachu nad głową. I wtedy mi zaświtało, że budynek po szkole SOP od 2015 r. stoi pusty, niewykorzystany. Pomyślałem - dajemy jeść - dajmy i mieszkanie.

I znów ten sam twardy warunek - żadnego picia, żadnych narkotyków! Za złamanie regulaminu - wylatujesz!

Ci, którzy przyjęli to wyzwanie, dostali do zagospodarowania dawne klasy szkolne. Pani Basia Kardynał-Żaglewska, która została zatrudniona jako terapeutka i jest zastępcą kierownika stowarzyszenia Miłosierdzie i Miłość (o tym jeszcze będzie) wzięła na siebie trud zdobycia za małe pieniądze lub za darmo mebli. Bardzo w tym pomaga emerytowany policjant z Bielska, pan Bogusław, który zawsze wspierał ludzi w potrzebie.

Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Sami bezdomni wzięli się za sprzątanie, meblowanie, ustawianie. Jedni mają cały pokój dla siebie, inni mieszkają w dwie osoby. Można mieć swoje zwierzątko, więc w jednym z pokojów zerka na nas spod fotela malutki kociak. Wszędzie panuje porządek, choć meble, wiadomo, są stare. Regały rodem z PRL-u, telewizory sprzed dekady czy kilku dekad, ale na chodzie. W oknach wiszą firany, choć u panów ewidentnie zostały powieszone do góry nogami - wiadomo, faceci…

Mariawici dają ludziom nie tylko jedzenie; oferują im również mieszkanie
Mariawici dają ludziom nie tylko jedzenie; oferują im również mieszkanie  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

W budynku jest zimno, pokoje są dogrzewane elektrycznie. Ale to się zmieni. No i przydałoby się malowanie ścian. Ale jest spokój i poczucie bezpieczeństwa. W środku dnia większości mieszkańców nie ma w swoich pokojach, każdy czymś się zajmuje. Jedni pomagają w kuchni, inni są na wydawkach, jeszcze inni robią jesienne porządki w pięknym, rozległym ogrodzie. Tu trzeba wspomnieć o pewnym drzewie - ogromnym, majestatycznym, z korą, która do złudzenia przypomina… skórę słonia.

- To buk czerwony, ma ponad 100 lat, pamięta jeszcze naszą założycielkę - mówi biskup Babi. - Przygotowujemy się właśnie, by zgłosić go i ustanowić pomnikiem przyrody.

U mariawitów w ogrodzie
U mariawitów w ogrodzie  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Choć opowieść o ludziach płynie wartko, to ich życie pełne jest supłów i ostrych zakrętów. Iveta np. ma 45 lat, dwoje nieletnich dzieci, z którymi nie ma żadnego kontaktu i mocny alkoholowy problem. Jest w pełnej bezdomności, nocowała gdzieś na melinach. Kiedy dostała szansę na mieszkanie, postanowiła mocno, że się zmieni, skończy z piciem.

- To było 2 czerwca - opowiada biskup. - Zjadła obiad, poszła pod prysznic i… zemdlała.

- To był efekt zbyt szybkiego odstawienia alkoholu - dodaje pani Basia.

Iveta została przyjęta do Szpitala Świętej Trójcy, tam przeszła tygodniowy detoks, dostała dietę wątrobową. I od tamtej pory walczy o siebie. Ma partnera, z którym planuje wziąć ślub. Ale on wyjechał do pracy na Śląsk. Iveta miała złe chwile. - Dzwoniła do nas np. o pierwszej w nocy: - Biskupie, nie daję rady! Siedzieliśmy z nią, aż lekarstwa zaczęły działać - opowiada biskup Babi.

Przygotowania do przyjęcia kolejnych osób u mariawitów
Przygotowania do przyjęcia kolejnych osób u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

We wrześniu wybrała się na wycieczkę ze swym konkubentem i… bach! Złamała się, razem wypili. I razem - niestety - zostali usunięci z domu. Wrócili po kilku dniach. Ona wiedziała, że bez pracy sobie nie poradzi.

- Alkoholizm zastąpiła pracoholizmem - ocenia terapeutka.

Odbyło się wspólne zebranie i za zgodą wszystkich mieszkańców Iveta wróciła. Jest szefową domu, to do niej wszyscy zwracają się z problemami. Wywiązuje się znakomicie.

Porządki w mariawickim ogrodzie
Porządki w mariawickim ogrodzie  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

28-letni Michał przychodził z początku tylko na wydawki. Jego problem to alkohol i narkotyki. Mówi o sobie: ja jestem z ulicy, znam to środowisko. Nocował w aucie kolegi. Chciał się dostać na terapię do ośrodka zamkniętego, ale nie miał odwagi opuścić Płocka. U mariawitów mieszka już ponad miesiąc. Nawet pracował na zewnątrz w dużej firmie przez dwa tygodnie, jednak nie jest jeszcze dość stabilny emocjonalnie. Bał się, że wśród ludzi poza klasztorem może się złamać, znów sięgnąć po używki, a tego nie chce. Pomaga przy wydawkach, sprząta.

Mariawici dają ludziom nie tylko jedzenie; oferują im również mieszkanie
Mariawici dają ludziom nie tylko jedzenie; oferują im również mieszkanie  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Hostel

7 października zostało zarejestrowane stowarzyszenie Miłosierdzie i Miłość. Choć jest przy Kościele w Płocku, to ma pomagać osobom z całej Polski. Bo taki jest jego cel - pomaganie Kościołowi Starokatolickiemu Mariawitów w opiece nad ludźmi bezdomnymi, uzależnionymi, wychodzącymi z uzależnień. Samotnym i seniorom, a w przyszłości także niepełnosprawnym i samotnym matkom.

Cały budynek po szkole SOP już został przeznaczony na hostel dla takich osób. Teraz mieszka w nim 13 ludzi, docelowo ma tam znaleźć schronienie ok. 40. Ale obiekt trzeba dostosować do jego nowego przeznaczenia. Np. musi zostać wymieniona cała elektryka. Stowarzyszenie dostało grant od miasta oraz pomoc od jednej firm, która chce pozostać anonimowa. Dzięki temu zostaną kupione i zamontowane kaloryfery, a Kościół jako właściciel budynku stara się o przyłączenie ciepła od Fortum.

Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Biskup ma nadzieję, że na Boże Narodzenie będzie już gotowe.

- Niektórzy nasi bezdomni mają fach w rękach, wielu to budowlańcy, sami twierdzą, że mogą zrobić sporo prac wewnątrz, choćby malowanie ścian. Na materiały potrzebujemy jednak pieniędzy - przyznaje biskup.

Za mieszkanie nikt nie płaci czynszu, odrabiają to swoją pracą. Ale - mówi Edyta Wróbel, szefowa stowarzyszenia M i M oraz Centrum Integracji Społecznej (o tym za chwilę) - założenie jest takie, żeby każdy z nich znalazł pracę, własny dom, usamodzielnił się. Nie określamy, jak długo mogą przebywać w hostelu, nikt ich nie wyrzuci po upływie jakiegoś terminu.

W jednym z mieszkań u mariawitów
W jednym z mieszkań u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Obecnie pracę w firmach ma troje mieszkańców. Wiele rzeczy w hostelu ustala się wspólnie, więc postanowiono, że jak ktoś zarabia, będzie się dorzucał do wspólnoty. Stawka nie jest wysoka, to zaledwie stówka na miesiąc od osoby, na utrzymanie.

Barbara Kardynał-Żaglewska mówi, że chcą też w hostelu stworzyć świetlicę terapeutyczną, w której odbywałyby się wspólne warsztaty i wykłady dla mieszkańców. Już trochę pomagają dobrzy ludzie, ale potrzeba kasy na doposażenie. Najpilniejsze to duży stół, krzesła i panele na podłogę.

Wróci mariawicki sklepik

W jednym z mieszkań u mariawitów
W jednym z mieszkań u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Wędka, a nie ryba - to chrześcijańskie, ale i zdroworozsądkowe pojmowanie pomocy wcielają mariawici.

21 października Kościół Starokatolicki Mariawitów uzyskał od wojewody pozwolenie na zarejestrowanie Centrum Integracji Społecznej. Jego celem jest pomoc w powrocie do normalnego życia bezdomnym, wykluczonym społecznie, uzależnionym i wychodzącym z uzależnień, osobom z zaburzeniami psychicznymi, długotrwale bezrobotnym i opuszczającym zakłady karne - informuje Maria Karol Babi, a przytakuje mu Kamila Babi, prywatnie córka biskupa (u mariawitów nie obowiązuje celibat), a „służbowo” menadżerka hostelu i stowarzyszenia Miłosierdzie i Miłość.

W jednym z mieszkań u mariawitów
W jednym z mieszkań u mariawitów  Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

Pani Edyta, szefowa centrum, rozwija: - Będzie możliwość zatrudnienia takich osób jako uczestników programu. Jest bardzo duży potencjał w budynkach i terenie przyklasztornym. Będziemy działać w kilku branżach, dawać w nich ludziom pracę.

Jedna z branż jest ogrodniczo-porządkowa, będzie się skupiała na klasztorze. Inna to praca w kuchni i gastronomiczna. W przyszłości, i to wcale nieodległej, to nie będzie już tylko akcja "Ciepły posiłek u Mariawitów", ale też wyrób pierogów, krokietów, naleśników itp. na sprzedaż. U mariawitów kupimy także powidła, dżemy, soki, a może nawet zdrowotne nalewki.

I tu świetna wiadomość - kultowy sklepik mariawicki, ten przy dawnej SP nr 8, znów zacznie działać! - Będziemy w nim sprzedawać chleb własnego wypieku, taki jak dawniej można było w nim kupić, ale też dwa rodzaje nowego, według mojej sekretnej receptury - oznajmia Edyta Wróbel. - Już na wiosnę mamy plan na zorganizowanie własnej pasieki, więc będą w nim później do nabycia także miody. Sklepik ruszy w przyszłym roku, jeszcze przed wakacjami.

Na odpuście mariawickim 15 sierpnia chleb szedł jak woda
Na odpuście mariawickim 15 sierpnia chleb szedł jak woda  Fot. Arkadiusz Adamkowski

To wszystko ma służyć terapii poprzez pracę, temu, by podopieczni nauczyli się czegoś nowego i mogli pewnie stanąć na własnych nogach.

Ale to nie wszystko, bo w planach jest też alpakoterapia; na początek mają być trzy alpaki. Te cudowne zwierzęta będą pomagać dzieciom z zespołem Downa, autyzmem itp.

I jeszcze coś - Kościół dostał od jednego z domów opieki w Niemczech dar w postaci sprzętu rehabilitacyjnego. I już całkiem niedługo zacznie się wypożyczanie (jeszcze nie ma decyzji, czy będą jakieś opłaty, ale jeśli - to symboliczne) np. łóżek rehabilitacyjnych, lasek, wózków inwalidzkich, specjalnych krzesełek dla niepełnosprawnych itd. A w planach jest również utworzenie „przedszkola dla seniora”.

Nazwa trochę żartobliwa, ale idea jak najbardziej poważna. Chodzi o taki dom dziennego pobytu, w którym osoby starsze, schorowane albo po prostu bardzo samotne mogłyby spędzać czas w godz. 8-16.

- Może uda się nam ruszyć z tym już w styczniu - mówi pani Edyta. - Każdy może sam się zgłosić, można zgłosić kogoś bliskiego. Też nie wiemy, jak ostatecznie będzie z opłatami, ale wiemy, że jeśli je wprowadzimy, muszą być naprawdę niskie. Chcemy zacząć od grupy 6-7-osobowej, potem tych grup może być więcej.

No i znów ten sam problem - na remont budynków czy sklepiku trzeba pieniędzy.

- Dziś klasztor to głównie kapłani - przyznaje biskup Babi. - Nie ma już sióstr zakonnych, utrzymujemy się z datków od naszych wiernych w kraju i z zagranicy. Ale żeby wcielić wszystkie zamierzenia w życie, musimy mieć pieniądze na remonty. To bardzo miłe, że chcecie tegoroczną Choinką Dobroczyńców pomóc właśnie nam.

Fot. Tomasz Niesluchowski / Agencja Wyborcza.pl

JAK ZOSTAĆ DOBROCZYŃCĄ - ZASADY AKCJI

Każdy, kto chce pomóc, może kupić ozdobę, którą zawiesimy na Choince Dobroczyńców:

Oto ich ceny:

- średnia bombka – 300 zł,

- duża bombka – 500 zł,

- dzwonek – 1000 zł,

- gwiazda – 1500 zł,

- ozdoba niestandardowa – do uzgodnienia z darczyńcą.

Współorganizatorem naszej akcji jest Stowarzyszenie „Silni Razem”. Wpłat należy dokonywać na konto: Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym i Ich Rodzinom „Silni Razem” BOŚ o. Płock, 26 1540 1290 2001 5970 5859 0009, z dopiskiem w tytule przelewu/wpłaty: „Choinka Dobroczyńców”.

Później prosimy o kontakt – ponieważ chcemy wiedzieć, że postanowiliście zostać darczyńcami – mailowo pod adresem: choinka.silnirazem@gmail.com (prześlijcie dowód wpłaty, logotyp, jaki mamy umieścić na ozdobie, oraz adres, do jakiego powinna linkować ozdoba w wersji internetowej). Należy dopisać: Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych przez Stowarzyszenie „Silni Razem” w celu i zakresie niezbędnym do przeprowadzenia akcji charytatywnej „Choinka Dobroczyńców”.

Można też telefonować: 507 008 737.

Jeśli zrobicie to do godz. 15, Wasza bombka lub inna ozdoba zawiśnie na choince najpóźniej następnego dnia – na stronie plock.wyborcza.pl. A w piątki także – na świątecznym drzewku w całej okazałości – w papierowym wydaniu płockiego magazynowego dodatku do „Wyborczej” (o ile dacie nam znać o wpłacie do środy do godz. 15).

Ozdoby – jak zwykle – można także zamówić, wykupując równocześnie reklamę z życzeniami w wigilijnym wydaniu „Wyborczej”. Potrzebujący dostaną wówczas w całości kwotę przypisaną do konkretnej ozdoby, a dodatkowo podzielimy się z nimi zyskiem ze sprzedaży reklam z życzeniami. Szczegóły pod numerem telefonu: 507 008 737, można też wysłać mail: reklama@plock.agora.pl.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem