Uczestnicy spaceru, ci dwu- i czteronożni, zebrali się w południe przy Orlen Arenie. Psiaki i ludzie rzucili się do powitań, bo w większości to całe towarzystwo zna się doskonale. Potem cała grupa, której zacna część nie przestawała merdać ogonami, ruszyła. Orszak rwał się trochę zwłaszcza na światłach, bo na jednym zielnym nie wszyscy dawali radę przedostać się na drugą stronę ulicy.
Na pasażu Roguckiego, między blokami osiedla Łukasiewicza, ludzi nie było zbyt wielu, ale wszyscy przechodnie paradowali z serduszkami przyklejonymi do ubrań. Znaczy – już zasilili kwestarskie puszki. Młodych wolonatriuszy na ulicach też było sporo. A jednak na widok orszaku wciąż ktoś podchodził, żeby właśnie tu wrzucić, zapewne kolejny już raz w tę niedzielę, datek.
Ci, którzy wyszli z mieszkań na krótki spacer ze swoimi psiakami, mogli się na własne oczy przekonać, że sprzątanie po pupilu wcale nie jest takie straszne. Jeden ze zwierzaków z orszaku tak się przejął swoją grą w Orkiestrze, że... wiadomo. Ale jego pani natychmiast wyciągnęła torebkę, pięknie kupę posprzątała i ślad żaden nie został.
W trakcie drogi jedni, nieliczni, odłączali się, ale przyłączali się inni. Na Bielskiej z trójką swoich psów dołączył np. Andrzej Wojciechowski, tata Karoliny Wojciechowskiej, współpomysłodawczyni i organizatorki imprezy.
Na Tumskiej psi pochód rozlał się szeroko. Jego uczestnicy nie przechodzili obojętnie obok innych kwestarzy i sami coś dorzucali od czasu do czasu do ich skarbonek. Zresztą hojność była raczej spora, a jeśli liczyć liczbę datków liczbą naklejonych serduszek, to mistrzynią byli w tamtej chwili pewna pani i jej syn. Ona miała oklejoną całą torbę, a chłopiec wyglądał jak najdzielniejszy generał, z piersią całą w orkiestrowych „odznakach”.
Po godzinie orszak dotarł do Wieży Ciśnień. Tu powstało pamiątkowe zdjęcie, a ludzi i psy weszli na taras, gdzie właściciel lokalu przygotował dla nich posiłek.
Cały pochód zamykał Axel. Przepiękny owczarek niemiecki długowłosy, który nieco boczył się i czasem warknął na inne pieski, ale ludziom z całym spokojem dawał tarmosić swoje imponujące futro.
Axela prowadził Piotr Maksymow. – Jesteśmy z grupą ratownictwa specjalistycznego Ochotniczej Straży Pożarnej Płock Podolszyce – przedstawił pan Piotr siebie, kolegę i psa. – Axel ma sześć lat, jest mój, ale jednocześnie to ratowniczy pies tropiący, po odpowiednim szkoleniu i egazminie. On dla ludzi to oaza spokoju.
Musi taki być, bo Axel zajmuje się szukaniem zaginionych. Osób z domów opieki społecznej, starszych. Kiedy ich znajdzie, musi przecież otoczyć spokojem i opieką. – On zwykle podejmuje trop i wyznacza teren poszukiwań, dzięki Axelowi wiadomo, gdzie zaginiony może przebywać. 95 proc, akcji, w których brał udział, zakończyła się sukcesem.
Dzielny wilczur gra w WOŚP po raz czwarty, od trzech lat chodzi w orszaku. I oczywiście zbiera do puszki. – Oczywiście, że kwoty są znaczne, bo jak się kwestuje z takim gościem to jak nie, jak tak! – śmieje się pan Piotr. Jego i Axela spotkacie jeszcze w Orlenie Arenie.
Dodajmy, że w ogóle kwestarze sprawują się doskonale. Jest ich 460. A ponieważ to niedziela niehandlowa i w galeriach pustki, to radzą sobie w inny sposób. Spotkacie ich np. w autobusach oraz na skrzyżowaniach, gdzie podchodzą do kierowców aut zatrzymujących się na czerwonym świetle.
Wszystkie komentarze