Patrząc od Królewieckiej to pierwszy odcinek deptaka. Pod "czternastką" jest też frontowa kamienica - ona jest bezpieczna - z popularną pizzerią Gruby Benek na parterze. W oficynie w głębi podwórza mieszka 10 rodzin, w tym 10 dzieci w wieku do 12 lat. Jedna z lokatorek ma na koniec tygodnia wyznaczony termin porodu.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Tu obejrzycie więcej zdjęć z ewakuacji lokatorów i samej oficyny

W poniedziałek przed południem współwłaściciel kamienicy i zarazem jej administrator Arkadiusz Pytlas powiadomił wszystkich o zagrożeniu telefonicznie, chciał się z każdą rodziną spotkać oddzielnie. Ale wieczorem czekała na niego pokaźna grupa.

TOMASZ NIESŁUCHOWSKI

Panowało przekonanie, że jest w tym wszystkim coś nieuczciwego, że właściciele może chcą się pozbyć lokatorów, żeby wyremontować budynek i wprowadzić nowych za wyższe czynsze. Zresztą - mówili ludzie - gdzie mieliby iść, pod most? Tu mają umowy, płacą czynsze, wcale niemałe, kolejni administratorzy zapewniali, że będą mogli mieszkać do śmierci.

Pytlas starał się wyjaśnić powagę sytuacji, mówił, że zlecił ekspertyzę, że wstępne wyniki są zatrważające, że musi wyłączyć budynek z użytkowania, bo w każdej chwili może runąć. Stanęło na tym, że w środę odbędzie się spotkanie mieszkańców z rzeczoznawcą.

TOMASZ NIESŁUCHOWSKI

Na zlecenie właścicieli ekspertyzę robi dr Krzysztof Kamiński z Politechniki Warszawskiej.

- Nie mogę określić dokładnie momentu, kiedy ten dom się zawali, ale może to być w każdej chwili - mówił w rozmowie z „Wyborczą” we wtorek po południu. - Jak runie ściana środkowa, ta od południa w bramie, to mogą zginąć wszyscy.

TOMASZ NIESŁUCHOWSKI

Kamiński twierdził, że powodem takiego stanu rzeczy jest wiek obiektu, który liczy sobie co najmniej 100 lat. Był stawiany jako stajnia, potem go rozbudowano. Pod ścianą, która jest już w stanie agonalnym, fundament praktycznie nie istnieje. - Od dwóch miesięcy zastanawiałem się, co zrobić z kamienicą, żeby ją uratować. Zrobiłem pomiary szerokości rozwarcia rys i okazało się, że w ciągu ostatnich trzech tygodni rysa na ścianie nośnej przylegającej do przejazdu bramowego powiększyła się o 1,5 mm. To stan katastrofy budowlanej! - dodawał dr Kamiński.

TOMASZ NIESŁUCHOWSKI

We wstępnych wnioskach napisał m.in. „Należy w trybie natychmiastowym opróżnić budynek ze wszystkich mieszkańców bez wynoszenia mebli ani cięższego sprzętu domowego. Z zachowaniem nadzwyczajnych środków ostrożności wykonać tymczasowe zabezpieczenie konstrukcji przejazdu bramowego i klatki schodowej (…). Po wykonaniu zabezpieczeń przeprowadzić ewakuację mebli i sprzętu domowego z mieszkań. (…) Zaleca się przeprowadzić ewakuację mebli z wyższych kondygnacji przez okna od strony zachodniej”.

Kamiński stwierdził też, że budynek należy szybko rozebrać.

TOMASZ NIESŁUCHOWSKI

Niestety, lokatorzy nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji, powtarzali, że nie ruszą się z oficyny, bo nie załatwią sobie innego lokum w tak krótkim czasie. Kinga Chrzanowska, która mieszka tam już 28 lat, i jej sąsiedzi wyrzucali administratorowi, że budynek jest w złym stanie przynajmniej od dwóch lat.

Krzysztof Kamiński: - Obserwuję na własne oczy, jak ten budynek się wali. Z wykresu wynika, że katastrofa budowlana zaczęła się 12 dni temu i cały czas trwa. Nie wiem, ile ta ściana wytrzyma, ale może w każdej chwili runąć i wszyscy tutaj zginą. Tego już nie da się naprawić.

TOMASZ NIESŁUCHOWSKI

Z feralnej ściany wypadają cegły. W poniedziałek rano przy klatce schodowej leżało ich kilkanaście, wieczorem - kilkadziesiąt. W środę miała wejść ekipa montująca zabezpieczenie. Nikogo nie powinno być wtedy w budynku. We wtorek po południu dopiero po naszym telefonie pani Kinga poszła namawiać sąsiadów, żeby jednak szukali innego lokum na ten dzień.

Prezydent Andrzej Nowakowski nie umiał ukryć irytacji, że o wszystkim dowiaduje się od nas i dopiero teraz. - W sytuacji, gdy następuje katastrofa, to oczywiste, że miasto reaguje szybko - powiedział nam po godz. 16. - Skontaktuję się z dyrektorem wydziału zarządzania kryzysowego. Zajmie się szukaniem lokali, żeby ci ludzie nie zostali na ulicy.

-
-  -

Niedługo po deklaracji prezydenta na podwórku przy Tumskiej 14 pojawili się straż miejska, przedstawiciele ratusza z szefem wydziału zarządzania kryzysowego Janem Piątkowskim, powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego Zbigniewem Gołębiewskim, był administrator oraz Krzysztof Kamiński.

Ludzie, mimo że już ostrzeżeni przez sąsiadkę, nie mogli ukryć emocji. Były łzy, rozpacz. Wszyscy jednak karnie pakowali najpotrzebniejsze rzeczy, niektórzy wynosili telewizory, laptopy, łóżeczka. Na razie muszą się przenieść na czas wykonania zabezpieczenia. Na dzień, może dwa lub trzy.

- Pójdziemy z dziećmi do siostry, ma tylko 30 m kw., ale jakoś na krótko się pomieścimy - mówiła młoda kobieta. Ktoś znalazł schronienie u mamy, ktoś u znajomych. Kilka rodzin jednak nie miało gdzie się schronić.

- Jesteśmy ze wszystkimi w kontakcie - informował Hubert Woźniak z zespołu medialnego ratusza. - Na tych parę dni wszyscy dostaną schronienie. Albo w mieszkaniach chronionych na Podolszycach, albo w hoteliku przy Dworcowej, z którym mamy umowę, że w takich sytuacjach wynajmuje pokoje. Na koszt miasta. Jak będzie już zabezpieczenie, lokatorzy wrócą po swoje rzeczy. Na razie działamy na zasadzie gaszenia pożaru, ale będziemy się starali zabezpieczyć tym ludziom trwalsze lokum, pomożemy na miarę możliwości.

PIOTR HEJKE

Bardzo przejmująca była taka sytuacja - na Tumskiej przed główną kamienicą pojawił się mężczyzna z gitarą. I zaczął grać bluesa. - Bo blues jest zawsze tam, gdzie dzieje się nieszczęście - ktoś skomentował. Czekający na wyprowadzkę słuchali w milczeniu

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem