Wracam do Płocka po koncertach w Opolu czy w Olsztynie, siadam w szkolnej auli przy Kolegialnej: bez rampy oświetleniowej i akustycznej, bez zaplecza dla gwiazd i możliwości eksploatowania rodzimych, a przecież doskonałych chórów, przeciśnięty wcześniej przez ciasne foyer, które jest w praktyce szatniarskim korytarzem.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Praktycznie każda ankieta osobowa w rubryce "hobby" wypełniana jest bardzo podobnie. Lista zajęć pozazawodowych opiera się najczęściej na słowach z katalogu: kultura, sztuka, rozrywka, sport, rekreacja i turystyka. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że o ile czytanie, teatr czy chodzenie po górach wpisywane są zamiennie, to muzyka jest elementem stałym, bez określania jej gatunku, sposobu odbierania przez aparaty grające czy bezpośredni kontakt z twórcą, miejsca wsłuchiwań i nuceń od samochodu począwszy, a na stadionowym koncercie skończywszy.

Encyklopedycznie muzyka to sztuka organizacji struktur dźwiękowych w czasie, która wpływa na psychikę człowieka. Definicyjnie i definitywnie wpływa, i nikt nie ma co do tego wątpliwości, niezależnie od naukowych podziałów gatunkowych, stopnia wrażliwości, wychowania czy wykształcenia.

Wiele polskich miast w ostatnich latach, wykorzystując środki unijne i determinację lokalnych środowisk twórczych, postanowiło, że słuchanie muzyki może odbywać się w pięknych, doskonałych akustycznie wnętrzach, specjalnie dla melomanów zaprojektowanych. Niedoścignione realizacje mają Katowice i Szczecin, a Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu, mimo nowości, obrasta już legendą o niezwykłej przestrzeni dla piękna.

Wracam do Płocka po koncertach w Opolu czy w Olsztynie, siadam w szkolnej auli przy Kolegialnej: bez rampy oświetleniowej i akustycznej, bez zaplecza dla gwiazd i możliwości eksploatowania rodzimych, a przecież doskonałych chórów, przeciśnięty wcześniej przez ciasne foyer, które jest w praktyce szatniarskim korytarzem, bez możliwości wypicia espresso, bo zabrakło miejsca na kawiarenkę czy choćby małą dziuplę z ciastkiem.

Siadam i słucham muzyki w wykonaniu Płockiej Orkiestry Symfonicznej, różnorodnej, czasem może nazbyt popularnej, ale na dobrym poziomie, oklaskiwanej przez wierną publiczność, z dużymi możliwościami eksportowymi, które sam już jakiś czas temu wykorzystałem w Teatrze Narodowym w Warszawie. Siadam, słucham, patrzę i mam nieodparte, coraz bardziej natarczywe wrażenie, podziwiania instytucji porzuconej przez składających obietnice o wybudowaniu płockiej sali filharmonicznej, tak aby los wyrzutka raz na zawsze się skończył.

Szkoły muzyczne w Płocku i w Gostyninie, praca chórów, działalność edukacyjna klubów, kół i ognisk kilku powiatów składają się na wykształcenie wymagającego słuchacza, który zasługuje, nie mniej niż kibic sportowy, na godne miejsce dla swojej pasji.

*Autor jest lekarzem pediatrą, prezesem Okręgowej Izby Lekarskiej i Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem