Magdalena Chylińska aktywnie bierze udział w "Pracowni Miast", ogólnopolskiej akcji organizowanej przez "Gazetę Wyborczą". W czwartek uczestniczyła w warsztatach, w piątek będzie jedną z panelistek podczas konferencji w Małachowiance.
Magdalena Chylińska: Niewielu. Praktycznie wszyscy wyjechali w poszukiwaniu edukacji, pracy. Twierdzą, że w innych miastach będą mogli bardziej rozwinąć skrzydła, kształcić się w kierunku, który ich interesuje.
- Niektórzy tak, niektórzy nie - od razu stwierdzili, że wyjazd stąd da im większą szansę.
- Przytoczę przykład mojego przyjaciela. Wyjechał do Łodzi, potem do Warszawy. Bardzo chciał być prawnikiem, ale mógł się w tym kierunku kształcić i spełnić marzenie tylko poza Płockiem. I jest prawnikiem! Ale tutaj raczej nie wróci.
- Bo nie widzi dla siebie szans rozwoju, bo nie ma w mieście wielkich znanych kancelarii. Poukładał swoje klocki gdzie indziej i ciężko mu się z tym rozstać.
- Różnie z tym jest. Można to zjawisko podzielić na wiele kategorii. Jedna to z pewnością praca i nauka, ale swoje znaczenie mają też rozrywka, kultura, styl życia. Dziś Płock... po prostu nie jest modny. Młodzi ludzie twierdzą, że mało się tu dzieje. Oczywiście oprócz weekendów w wakacje, kiedy są festiwale, a zwłaszcza Audioriver. Wtedy warto tu być, na Audioriver potrafią przejechać pół Polski, żeby uczestniczyć w tym wydarzeniu.
- Najpierw ogólnie. Wiesz, to jest tak, że młodych na różnych wydarzeniach faktycznie nie ma, ale to dlatego, że ich nie ma w Płocku. Nie opłaca im się wracać, także ekonomicznie, na jakiś jeden ciekawy weekend. W swoich nowych miastach mają zresztą ofertę kulturalną na tyle bogatą, że ich w zupełności zadowala. I wiesz... Można mówić, że zachłysnęliśmy się wielkim światem i twierdzimy, że to jest właśnie to, czego chcemy najbardziej. Ale prawda jest taka, że młodzi, także moi znajomi, już na dobre wmeldowali się w te swoje nowe miejsca i nawet jak czasem na coś tam psioczą, to w sumie jest im dobrze.
- Nie chcę oceniać, dlaczego ci ludzie wrócili. Może sami chcieli, a może z powodu ich spraw rodzinnych, prywatnych? Marudzą, bo może są malkontentami z natury? Ale ja znam też młodych, którzy są w Płocku, z własnego wyboru, i są aktywni. Ale nagle potykają się o kłody.
- Niedocenienie ich pracy, niedocenienie społecznego zaangażowania w pracę dla innych ludzi, często bariery biurokratyczne, te wszystkie podpisy i papierki. Często nie dostajemy też pomocy, jakiej byśmy oczekiwali.
- Nie mam na myśli osób, które uważają, że jak chcą coś zrobić, to dostaną wszystko na ładne oczy.
- Oczywiście, temu nie da się zaprzeczyć. Dostrzeż jednak, że ludzie, także młodzi, nie są jednakowi. Mnie chodziło o osoby, które rzetelnie chcą dojść do celu, uczciwie i krok po kroku. Ale zderzają się ze ścianą. Młodych traktuje się z góry. Bywa, że nikt ich nie chce nauczyć, jak przebrnąć przez to całe "urzędowo".
- No wiesz, może rzeczywiście malowanie tak czarnego obrazu jest trochę zbyt daleko idące. Bo naprawdę mam też za co pochwalić miasto. Na przykład za to, że jak ktoś ma już dobry pomysł i jest konkretny, to prezydent nigdy nie odmawia spotkania, rozmawia, dyskutuje i stara się pokierować dalej - tak, by ów pomysł mógł zostać zrealizowany. Miasto wspiera fajne projekty młodych.
- Film "Mocna kawa wcale nie jest taka zła" płocczanina Alka Pietrzaka, który zaczyna karierę reżyserską, dostał dofinansowanie z ratusza. Dzięki temu Alek zrobił film, który święci tryumfy na wielu festiwalach filmowych. Albo Wiktor Oniszk. Jako licealista był radnym Młodzieżowej Rady Miasta. Wiktor jest niepełnosprawny i najlepiej rozumie problemy osób w sytuacji takiej jak jego. Kiedy zwrócił się do ratusza z uwagami, że na placach zabaw brakuje urządzeń dla niepełnosprawnych, został tam zrozumiany i specjalne huśtawki zostały zainstalowane. Kolejny przykład to chłopaki od skate parku. Tyle lat ćwiczyli przy pomniku Broniewskiego, bo nie mieli innego miejsca. Błażej Lewandowski poszedł z tym do miejskich urzędników, suszył im głowy, argumentował, namawiał, pokazywał, jak skate park z prawdziwego zdarzenia powinien wyglądać. I przy Orlen Arenie miasto taki obiekt zbudowało.
- Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć... Sami cały czas się zastanawiamy, o co chodzi. Najbardziej tajemnicza grupa to płoccy studenci. Gdzie oni są? Nawet na studenckich imprezach ich nie widać. Byliśmy na uczelnianych wyborach Miss i ludzi spoza uczelni było na tej imprezie zdecydowanie więcej niż właśnie samych studentów.
- Bo lepiej się otagować w Warszawie, Poznaniu czy Wrocławiu niż na Grodzkiej w Płocku. Clubbing w Płocku nie istnieje. Masz trzy kluby, które trafiają w twój gust - i to koniec. Swoje trzy kluby mają ci, którzy słuchają innej muzyki - i też koniec. W dodatku te dwie grupy są odrębne, nie spotykają się ze sobą, każda żyje w swojej bajce.
- To ja odbijam piłeczkę - dlaczego więc nie wracają?
- Bo nie widzą perspektyw np. na dobrą pracę? Ja mogę tylko przypuszczać, nie znam wszystkich. Ale zauważ, że u nas pracę można dostać głównie na umowę-zlecenie lub o dzieło, typowe umowy śmieciowe. A w tym nie ma przyszłości. Nikt nie chce żyć w ciągłym strachu, że jak zachoruje, to nie będzie go stać, żeby się leczyć. My nie chcemy być prekariuszami - wiecznie na śmieciówkach, z umowami przedłużanymi co miesiąc. My naprawdę myślimy perspektywicznie, zastanawiamy się, co nas czeka za kilka czy kilkadziesiąt lat. Co z naszą emeryturą, zabezpieczeniem na starość? Chcemy przecież mieć dzieci, ale ta decyzja nie może być odkładana w nieskończoność. Dlatego potrzebujemy stabilizacji.
- Powiem ci tak: u nas często pracodawca na starcie stawia wymagania zbyt łatwe, bo jemu samemu brakuje wiedzy i wyobraźni, że coś można zrobić inaczej, lepiej, z większym rozmachem. Te ograniczenia powodują, że jest on typem satrapy, przy którym można tylko nabawić się nerwicy, ale nie ma możliwości czegoś się nauczyć, rozwinąć. Kreatywne propozycje są dla takiego pracodawcy nie do przyjęcia. Bardzo wielu moich znajomych ma takie doświadczenia.
- Akurat ja tak właśnie zamierzam zrobić, mam już pomysł i na pewno go zrealizuję.
- Wiem, że wiele osób jest w trakcie zakładania firm, firmy innych już działają.
- Idzie różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale nikt nie myśli o zamknięciu swoich interesów, jest pełna determinacja.
- Przyznam, że ja... nawet nie wiedziałam, że jest w Płocku taka możliwość. Ale zaraz... faktycznie, jeden z naszych kolegów był w inkubatorze, sporo się nauczył i teraz ma własną firmę, którą prowadzi zupełnie samodzielnie. Poza tym wielu wzorów i podpowiedzi szukamy w internecie, to kopalnia informacji. Jeden z moich znajomych założył swój biznes z takim ministerialnym poradnikiem w ręce, który prowadzi adepta biznesu krok po kroku.
- Bierzemy kredyty, korzystamy z programów wspierających małe i średnie przedsiębiorstwa. No... czasem pomaga rodzina. Fajne jest też to, że lokale należące do miasta możemy wynająć na działalność po naprawdę niskich stawkach. I są to świetne lokalizacje w centrum, choć może nie od frontu, a raczej w podwórkach, na zapleczach. Inna rzecz, że trzeba zaczynać od remontu tych lokali.
- Jestem tu, nie wyjeżdżam - choć ze znalezieniem pracy w innym mieście nie miałabym akurat problemu. Bo bardzo wierzę w sukces we własnym mieście. To my sami musimy wypromować modę na Płock. Nie chcę i nie mogę teraz opowiedzieć ci w szczegółach, ale mamy pomysły na takie biznesy, które nie są nastawione wyłącznie na kasę, ale łączą się z taką... jak by to nazwać... Ideą dania innym czegoś unikalnego, co jest fajne po prostu.
- To są nasze pomysły i naturalne, że ci ich nie zdradzę (śmiech). Przecież pomysł to kapitał biznesowy. Zresztą w przeciągu roku ty i inni poznacie je w działaniu. Na pewno postawimy na mocną promocję, ale nowoczesną. Od marketingu szeptanego, który świetnie się sprawdza, poprzez media społecznościowe, żeby hasztag Płock znalazł się wysoko w rankingu haseł wyszukiwanych. Ale promocja to nie wszystko. Nasze produkty muszą być wysokiej jakości, żeby ona przyciągała do nas ludzi.
- Musi. Tylko trzeba zmienić płocki styl działania. U nas naprawdę może być tak jak w innych miastach. Sama pisałaś, że przedsiębiorcy ze śródmieścia powinni stworzyć wspólną markę, Galerię Centrum. A właśnie tak jest np. w Łodzi, na Off Piotrkowska. Tam stara fabryka jest teraz nowoczesną fabryką kreatywności i różnych działań, które wspólnie się promują. I to miejsce nagle stało się bardzo modne.
- Dobrze byłoby skorzystać np. z wzorów katowickich. Tam młodych chętnych do założenia swoich firm miasto zaprasza do specjalnego programu, który polega na tym, że lokale użytkowe są im wynajmowane po bardzo preferencyjnych stawkach. W samym centrum, w starych kamienicach! Lokale w gorszym stanie idą nawet po złotówce za m kw. na miesiąc, a te, które miasto odnowiło - po góra 15 zł. Fakt, są to ceny wywoławcze. Jak dochodzi do licytacji, bo jest więcej chętnych, to idą trochę w górę. I w ten sposób w centrum powstało kilkadziesiąt różnorodnych działalności - od minigalerii sztuki poprzez pracownie artystyczne, butiki, klubokawiarnie, aż po małe pracownie krawieckie, gdzie niesamowicie przerabiają nienoszone już ciuchy. A zauważ, że to też świetny pomysł na rewitalizację, bo w opustoszałym miejscu powstała żywa tkanka miejska. I ludzie to docenili, zamiast do słynnej galerii handlowej Silesia coraz chętnie przychodzą do staromiejskiego centrum. Bo znajdują tu w końcu coś dla siebie.
- To w końcu też trzeba powiedzieć. Bardzo dobrze, że wyjeżdżamy - do dużych miast w Polsce, za granicę. Kiedy nas tu nie ma, miasto odczuwa to dość boleśnie, prawda. Ale w tym czasie młodzi ludzie, my, nasi koledzy, wiele się uczymy, widzimy to, czego nie ma w Płocku. Nabieramy doświadczeń, wchłaniamy inność. I to jest nasze bogactwo. I kiedy rozglądam się po swoich znajomych, to oni, jeśli wracają, tworzą jakąś nową jakość. Po prostu mają dużo wzorców i świetnie, jeśli chcą je przenieść do Płocka. To jest np. tak jak z burgerami. Jadłam je w Warszawie już dawno temu, kiedy u nas królowały wyłącznie kebaby. Burgery po paru latach pojawiły się i są także u nas, a tymczasem stolica zjada się już falafelami. I znów ktoś tę potrawę do Płocka przywiezie i będziemy mogli posmakować falafeli.
- Hm... Przyznaję, to nie jest takie proste. Zobacz, teraz wiele miast jest kojarzonych z jakimś jedzeniem. Poznań ma swoje rogale świętomarcińskie, Toruń - pierniki, nawet na hasło Sierpc myślisz: piwo Kasztelan, ser królewski. A Płock ma coś takiego? Sama teraz drapiesz się w głowę. No widzisz, trudno o taki płocki wyróżnik. Ale nad tym właśnie ja i moi rówieśnicy pracujemy! I niekoniecznie musi być to jedzenie.
- Najpierw zatrzymała mnie praca, którą tu dostałam. Zbudowałam swoje miejsce w Płocku. Widzę tu swoją szansę. Im więcej nas, młodych, będzie, tym łatwiej będzie nam funkcjonować. W gromadzie będziemy poważniejszym partnerem dla decydentów i pracodawców. Wprowadzimy różnorodność, z której zrobimy nasz płocki atut. Warto tu być już teraz, kiedy podejście do młodych zmienia się na lepsze. Miasto zachęca do dyskusji, więc korzystajmy z tej możliwości. Mamy do wyboru dwie drogi - uciec i pozwolić, żeby Płock się zestarzał i skurczył, albo zostać i zbudować miasto na naszą miarę.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze