Audioriver ani inne, nawet najlepsze imprezy, nie powstrzymają mnie od studiowania prawa. A przecież w Płocku to niemożliwe - mówi stanowczo Karolina Kupniewska z Małachowianki. A jej koleżanki i koledzy dodają: - Jak byśmy mieli możliwość studiowania w Płocku, chętnie byśmy tutaj zostali. Kochamy to miasto.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Pracownię Miast organizujemy dzięki pomocy naszych partnerów - Urzędu Miasta Płocka i LO im. Marszałka Stanisława Małachowskiego.

Jednym z trzech warsztatów zorganizowanych w czwartek w Małachowiance był ten poświęcony młodym ludziom. Ok. 40 osób próbowało odpowiedzieć na pytanie, jak zatrzymać młodych w mieście, ale i przyciągnąć ich do nas.

W dużych miastach jest większy wybór

Jeszcze przed rozpoczęciem dyskusji widać było, że... będzie dobrze. Liczba chętnych do udziału w tym warsztacie przerosła nasze najśmielsze oczekiwania, trzeba było dostawiać krzesła. Ale każda kolejna osoba powodowała radość w naszych sercach, bo takie zainteresowanie świadczy tylko o tym, że temat jest szalenie istotny.

Przy pięciu stołach zasiedli licealiści, studenci, przedstawiciele świata kultury, przedsiębiorców, środowiska oświatowego, samorządowcy. Szczególnie prężną i aktywną grupę stanowili uczniowie Małachowianki - przy najdłuższym stole usiedli koleżanki i koledzy z klasy 2E, miejsca przy stole obok zajęli maturzyści z tej najstarszej w Polsce szkoły. Ci młodsi już na początku oznajmili, że są z klasy humanistycznej z rozszerzonymi językiem polskim, historią, wiedzą o społeczeństwie i łaciną. I właśnie ze względu przede wszystkim na ten WOS są tu dzisiaj, bo bardzo mocno interesują się współczesnym światem i jego problemami.

Warsztat poświęcony młodym prowadził Adam Bojakowski z firmy Yes Consensus. Od razu zaznaczył, że jest człowiekiem z zewnątrz, nietutejszym, ale może to i lepiej, bo będzie mógł obiektywnie spojrzeć na problem.

- Mamy taką tezę, że młodzi wyjeżdżają z Płocka. Co to znaczy? Kto wyjeżdża? Jak możemy zdefiniować takie osoby? - rozpoczął, dodając, że odpowiedzi, jakie będą dziś padać, zostaną spisane na kolorowych kartkach i ułożone w formie drzewa z pniem, korzeniami i koroną.

- Absolwenci szkół ponadgimnazjalnych - padła pierwsza odpowiedź.

- Ci, którzy chcą być studentami.

- Poszukujący pracy, sensu w życiu, możliwości rozwoju...

Prowadzący zatrzymał się przy pracy. - Jak to z nią jest? Czy nie ma pracy w Płocku, a może chodzi bardziej o to, że nie jest ona satysfakcjonująca?

- A może jedno i drugie - zauważyła dyrektorka Małachowianki Katarzyna Góralska. - Na pewno w większych ośrodkach jest większy wybór. Choćby w stolicy jest tyle firm, że można rozwijać swoje pasje w różnych obszarach.

Kacper Tyburski, przewodniczący Młodzieżowej Rady Gminy Płock, dodał, że w Płocku jest jeden główny pracodawca, a to oznacza również zatrudnienie w jednej branży. Chodzi oczywiście o Orlen.

- Mamy nierównowagę potrzeb na rynku pracy. I nie ma ich komu zaspokoić - uściślił Michał Kublik, współwłaściciel klubu Rock '69, prezes Stowarzyszenia Muzycznego Rockowe Ogródki.

W Płocku jest ograniczona oferta edukacyjna

Dalej małachowiacy wymieniali, że młodych do wyjazdu skłaniają "aspiracja do lepszego życia czy więcej kultury w większych miastach". - Poza tym w Płocku jest mało firm, które się rozwijają - dodał jeden z uczniów.

Adam Bojakowski chciał wiedzieć, czy w naszym mieście jest tak mało inspirujące środowisko. Katarzyna Góralska odparła, że część młodych faktycznie jest za mało przedsiębiorcza, ale to może być wina dorosłych, którzy wytwarzają w nich za małe kompetencje.

W tym momencie głos zabrała Małgorzata Gontarek, ambasadorka Fundacji Startup Poland, jedna z inicjatorek Plockampu, czyli - mówiąc w skrócie - rozmów o biznesie w luźnej atmosferze. - Ludzie ze świata przyjeżdżają, zawiązują firmy, nie znając się, wiele osób zaczynało swoje kariery od start-upu. Argument, że trzeba wyjechać, żeby znaleźć partnerów do swojego pomysłu, jest niesłuszny - oznajmiła.

Bojakowski: - Być może jest coś, co nas blokuje w poszukiwaniu inspiracji?

Adam Sobieski, maturzysta, przewodniczący samorządu uczniowskiego w Małachowiance, nie krył zdziwienia. - Kto wyjeżdża, żeby znaleźć partnera do start-upu? W większości młodzi wyjeżdżają z Płocka po wiedzę i rozrywkę, bo tu nie ma tej oferty w najmniejszym stopniu.

Kublik: - Co to znaczy w najmniejszym stopniu?

Sobieski: - No może prawie.

Dyrektorka Małachowianki zauważyła, że są przecież czasem pozytywne przyczyny wyjazdów. - Młodzi są bardziej mobilni, nie boją się wyjeżdżać np. za granicę.

Jedna z osób przy stoliku studentów stwierdziła natomiast, że większość wyjeżdżających z miasta bierze pod uwagę jednak kierunek studiów, "a w Płocku jest ograniczona oferta edukacyjna".

Płock nigdy nie był miastem studenckim

W dalszej części warsztatu jego uczestnicy mówili jeszcze m.in. o płockiej ofercie kulturalnej. Jedni twierdzili, że nie jest ona skierowana do młodych, a jak coś ciekawego się dzieje, to oni o tym nie wiedzą. Drudzy zauważali, że w mieście dzieje się właśnie sporo, ale młodzi kompletnie się tym nie interesują.

- A gdyby w Płocku ciągle coś się działo, była masa imprez dla młodych ludzi, to zatrzymałoby to ich w mieście? - padło pytanie.

- Nie! - nikt nie pozostawił wątpliwości.

Adam Sobieski: - Gdyby była bogata oferta EDUKACYJNA, to może młodzi by stąd nie wyjeżdżali. Oczekiwałbym np. dotacji od miasta na zatrudnienie lepszej kadry edukacyjnej.

Miejski radny Michał Sosnowski - swoją drogą najmłodszy w tej kadencji - szybko objaśnił, że samorząd nie sprawuje pieczy nad uczelniami wyższymi. Owszem, może je wspierać finansowo, ale uczelnie podlegają ministerstwu.

Katarzyna Góralska zwróciła jeszcze uwagę, że np. płocka filia Politechniki Warszawskiej od lat nie wprowadziła nowego kierunku studiów. I nawet mimo tego, że cieszy się dobrą opinią, to oferta jest wąska.

Stolik młodych małachowiaków znowu się ożywił: - Płock nigdy nie był miastem studenckim i nigdy takim nie będzie.

Wyzwanie, które rysuje się przed miastem

W międzyczasie powstawało wspomniane już drzewko z dotychczasowych wniosków.

Jego pień, czyli definicję młodych wyjeżdżających z miasta, stanowiły m.in. takie hasła: absolwenci; przedsiębiorcy; zmotywowani; ci, którzy szukają rozrywki; chętni na studia; za miłością; po kulturę; szukający inspiracji.

Korzenie, czyli przyczyny, to m.in.: ograniczona oferta edukacyjna; wymarłe centrum wieczorami; ciekawość; bliskość stolicy; komunikacja w mieście; opinia przejściowego miasta; mobilność; brak partnerów w biznesie; brak życia studenckiego.

Wreszcie w koronie oznaczającej konsekwencje znalazły się m.in.: wyludnienie miasta; ucieczka kapitału; mniejsze wpływy z podatków; bezrobocie np. w edukacji; brak studentów; mniejsza konkurencja na rynku pracy; pozostanie w mieście samego... marginesu społecznego.

Każda grupa miała sobie wybrać jedną z tych konsekwencji - "bo to wyzwanie, które rysuje się przed miastem" - i wypracować sposób na rozwiązanie tego problemu.

Płock - studentów moc!!!

Młodsi małachowiacy wybrali hasło "brak studentów". Jako cel obrali sobie za to takie: "Płock - studentów moc!!!". Jak go osiągnąć? Według uczniów poprzez np. utworzenie nowych kierunków, utworzenie infrastruktury studenckiej, tworzenie nowej mentalności, opinii.

Maturzyści z Małachowianki mieli "ucieczkę kapitału" i cel: "kapitał zostaje w Płocku". Według nich, aby tak się stało, należałoby m.in. zainwestować w szkolnictwo wyższe i technika, podnieść świadomość społeczną, wprowadzić tzw. okres buforowy dla nowych firm, poprawić połączenia komunikacyjne z innymi miastami przede wszystkim przez linię kolejową.

Hasłem studentów było "utrata potencjału", a celem - "Płock jest wyjątkowy". Jak to osiągnąć? Poprzez np.: pozbycie się kompleksu na punkcie Warszawy, wykształcenie aktywnych postaw wśród młodych ludzi, podniesienie renomy płockich uczelni przez wprowadzenie kilku kierunków najlepszych w Polsce.

Grupa, w której byli m.in. płoccy radni Michał Sosnowski i Tomasz Kominek, Małgorzata Gontarek i młodzieżowy radny Kacper Tyburski, miała się uporać z "wyludnieniem miasta". Jako cel postawiła sobie: "utrzymanie 120 tys. mieszkańców". Można to zrobić poprzez np. tanie i innowacyjne budownictwo lokalowe i mieszkaniowe, politykę prorodzinną z uwzględnieniem senioralnej, pobudzanie lokalnego patriotyzmu, rozwój infrastruktury ukierunkowanej na tworzenie nowych miejsc pracy.

Wreszcie grupa, w której byli m.in. Katarzyna Góralska i Michał Kublik, postanowiła się zmierzyć z hasłem "zostaje margines". Jako cel postawiła sobie: "zwiększyć "margines"". Katarzyna Góralska tłumaczyła, że chodzi o to, by było więcej ludzi, którzy chcą w Płocku zostać. Jak tego dokonać? Poprzez np. walkę ze schematem, że Płock nie jest miastem rozwijającym się i budowanie wspólnotowości, poszerzenie oferty edukacyjnej i podnoszenie kompetencji, kreowanie rynku pracy, dobrą ofertę mieszkań.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem
    Oferta studiów w Płocku jest dość bogata, ale prawdopodobnie niesatysfakcjonująca dla tak ambitnych młodych ludzi, jakimi są absolwenci Małachowianki. To nawet można zrozumieć, ale dlaczego tylko oni mają być reprezentantami młodych płocczan? Przecież to niewielki odsetek młodych ludzi z miasta, z których większość i tak wyjedzie stąd, bo choć deklarują, że kochają to miasto, to na deklaracjach się kończy. Ja jestem zdania, że należy oceniać ludzi po tym, co robią, a nie po tym co mówią. Jeśli się coś kocha, to się tego nie opuszcza albo się do tego wraca. Deklaracje "kocham to miasto" ładnie brzmią, ale ja nie wierzę w ich szczerość. Co do oferty edukacyjnej, to musi być dostosowana do rynku pracy. Można pewnie w Płocku kształcić prawników. Ale czy jest tutaj wystarczająca liczba potencjalnych miejsc pracy dla nich? Ilu miasto będzie co roku potrzebowało radców prawnych, adwokatów, sędziów, prokuratorów, itp.? Czy oni nie mogą się wykształcić poza Płockiem i tutaj wrócić bogatsi o doświadczenie? Podobnie z medycyną, czy innymi kierunkami, które absolwenci Małachowianki chcieliby studiować. Problemem nie jest to, że młodzi ludzie wyjeżdżają z Płocka na studia. To bardzo dobrze. Problemem jest to, że po studiach nie chcą tutaj wrócić. Co zaś do braku oferty kulturalnej, to mam dwie uwagi. Pierwsza jest taka, że ci wszyscy, którzy twierdza, że w mieście się nic nie dzieje, chyba po prostu nie interesują się tym. Co miesiąc miasto wydaje informator kulturalny, w którym codziennie można coś znaleźć. Ale może ta oferta nie trafia do wyrafinowanych gustów młodych ludzi? A może w ogóle nie trafia, bo o niej nie wiedzą? A jeśli to jest kwestia niedopasowania oferty, to na ten temat jest moja druga uwaga. Może zamiast być jedynie zrzędliwym konsumentem kultury wysokiej podsuniętej pod sam nos, trzeba samemu wydarzenia kulturalne inicjować i współtworzyć? Chyba takiego podejścia można oczekiwać od młodzieży mającej intelektualne i kulturalne ambicje? Ale może jednak oczekuję za dużo. Najłatwiej jest narzekać i krytykować. Niespecjalnie trudno jest też mieć pomysły, co należałoby zmienić. Trochę trudniej jest już wskazać, jak tych zmian konkretnie dokonać. A najtrudniej samemu się wziąć do realizacji takich pomysłów. Obawiam się, że za dużo osób zatrzymuje się na tym pierwszym, najłatwiejszym etapie narzekania i zrzędzenia.
    już oceniałe(a)ś
    5
    0
    Z klasy mojej córki, rocznik 90, z Jagiellonki w Polsce zostały tylko 3 osoby, żadna w Płocku.
    już oceniałe(a)ś
    5
    1