Biegnące wzdłuż Wisły molo w Płocku działa od 2011 r. Ale obrosło legendą, zanim jego budowa się skończyła. Zwolennicy argumentowali, że Płock zyska niespotykaną w skali kraju atrakcję turystyczną. Przeciwnicy wyliczali wady: ogromny koszt budowy i utrzymania, powtarzające się zagrożenie ze strony nieuregulowanej Wisły.
Mające ponad 350 metrów płockie molo kosztowało ponad 17 mln zł. Bardzo dużo, zważywszy na fakt, że konstrukcja podestu już w czasie pierwszej zimy nie przetrwała naporu kry niesionej w czasie odwilży. Atak był tak silny, że podpierające ją pale zaczęły się przewracać, a nadzór budowlany nakazał wprowadzenie zakazu wstępu najpierw na fragment podestu, potem na cały obiekt. W końcu konstrukcja została poprawiona, ale na wszelki wypadek molo trzeba było zabezpieczyć falochronem za 5 mln zł.
Biegnące wzdłuż Wisły molo w Płocku działa od 2011 r. Ale obrosło legendą, zanim jego budowa się skończyła. Zwolennicy argumentowali, że Płock zyska niespotykaną w skali kraju atrakcję turystyczną. Przeciwnicy wyliczali wady: ogromny koszt budowy i utrzymania, powtarzające się zagrożenie ze strony nieuregulowanej Wisły.
Fot. Piotr Augustyniak / Agencja Gazeta
Mające ponad 350 metrów płockie molo kosztowało ponad 17 mln zł. Bardzo dużo, zważywszy na fakt, że konstrukcja podestu już w czasie pierwszej zimy nie przetrwała naporu kry niesionej w czasie odwilży. Atak był tak silny, że podpierające ją pale zaczęły się przewracać, a nadzór budowlany nakazał wprowadzenie zakazu wstępu najpierw na fragment podestu, potem na cały obiekt. W końcu konstrukcja została poprawiona, ale na wszelki wypadek molo trzeba było zabezpieczyć falochronem za 5 mln zł.
TOMASZ NIESŁUCHOWSKI
Na końcu mola znajduje się kawiarnia Molo Cafe. Oto jak wygląda w środku:
Fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta
Fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta
Fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta
Wszystkie komentarze